wszystkie,  recenzje planszówek

Dice Settlers: Osadnicy z krwi i kości – recenzja

Dice Settlers to wydana pierwotnie przez NSKN euro kościanka, w której gracze walczą o najlepsze terytoria do zasiedlenia i mielą zasoby otrzymując za nie punkty oraz technologie. Polską wersję gry wydało Lucrum Games, co cieszy, bo to kolejny poważniejszy tytuł w ich katalogu. Czy lepszy niż rozczarowujące Burano? A może dorównujący Brzdękowi? Zobaczmy…

Wiek: 12+
Liczba graczy: 1-4
Czas gry: 60-90 minut
Wydawca: Lucrum Games
Tematyka: osadnictwo
Główna mechanika: kontrola obszarów
Dla: średnio zaawansowanych; szukających ciekawego połączenia mechanik
Przypomina nam: Montana; Dominant Species; Roll for the Galaxy
BGG:
Dice Settlers
Instrukcja: Dice Settlers: Osadnicy z krwi i kości

Grę przekazało nam wydawnictwo Lucrum Games.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Osadnicy z krwi i kości zilustrowani zostali przez znanego z wielu innych tytułów Mihajlo Dimitrievskiego. Z jednej strony styl rysownika trochę mi się już przejadł, z drugiej trudno zaprzeczyć, że jego grafiki są po prostu ładne i często bardzo klimatyczne. Dice Settlers to jednak przede wszystkim kafelki i kostki. Te pierwsze same w sobie nie są może ładne (nie są też brzydkie, raczej przeciętne), ale na stole wyglądają w porządku, szczególnie gdy utworzy się z nich już jakaś mapka, zapełnią się znacznikami itd. Kostki na pierwszy rzut oka wyglądają nieco tandetnie, to pewnie kwestia kolorowego nadruku i dość wyrazistych kolorów samych kości. Są jednak przyjemne w dotyku i czytelne, a w trakcie partii dobrze spełniają swoją rolę.

Osadnikom z krwi i kości zabrakło wg mnie finalnych szlifów, które dopieściłyby wygląd tytułu i dotrzymały kroku bardzo ładnej okładce gry. Chociaż nie jest źle, to zawsze mogło być lepiej.

Kasia:

Ładnie narysowana okładka sugeruje, że w pudełku znajdują się równie ciekawie wyglądające komponenty. Sprawdza się to jednak tylko częściowo. Ładniutkie są więc żetony zasobów. Niczego sobie są też planszetki graczy, choć trudno nie zauważyć, że są one cienkie, przez co dość łatwo zaczynają się niszczyć na rogach.

Kompletnie nie podobają mi się natomiast karty technologii. Są mdłe, wyglądają bardzo technicznie, bez polotu. Aż żałuję, że nie gra się rewersami, bo tam grafiki są bardzo ładne 😉 Same kafelki również są nieszczególne, choć tu już nie jestem aż tak krytyczna. Nie są brzydkie, ale trudno się nimi zachwycać. Bardzo dobre wrażenie robią natomiast kolorowe kostki z nadrukami. Przyjemnie operuje się nimi podczas zabawy, są czytelne i solidne.

Ocena Wiktora: 6/10
Ocena Kasi: 6/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Osadnicy w swoich założeniach są prostą grą. Turla się kostkami, a następnie naprzemiennie wykonuje akcje. W rundzie każdy może zrobić dwie rzeczy, przy czym muszą być to różne akcje. O ich sile decyduje liczba wydanych kostek – im więcej tych samych symboli, tym lepiej dla gracza. Głównymi sposobami punktowania są zajmowanie planszy, zbieranie zasobów i odkrywanie technologii. Ale po kolei…

Symbole na kościach oznaczają dostępne do wykonania akcje. Są to:

  • kapelusz – symbol wykorzystywany do przerzucania kostek na początku rundy oraz zastępujący inne ścianki kostek (oprócz złota, wymaga wydania dwóch kapeluszy);
  • ognisko – dzięki niemu wystawiamy na planszę swoje namioty, które decydują o kontroli nad kafelkami i mogą być wymieniane na domy gwarantujące stałą kontrolę;
  • surowce – pozwalają zdobyć zasoby danego typu oraz, na początku rundy, przerzucać/dobierać kości;
  • ręka z monetą – umożliwia zdobywanie kolejnych kości z puli (zależne od obecności na kafelkach);
  • kompas – pozwala na dokładanie kolejnych kafelków do pola gry;
  • strzelby – dają możliwość atakowania przeciwników i zamiany ich namiotów na swoje;
  • uścisk ręki – dzięki niemu można wymieniać zgromadzone surowce na punkty zwycięstwa;
  • latarnia – akcja pozwalająca na zdobywanie technologii zapewniających punkty, nowe metody punktowania i różne ulepszenia.

Powyższy opis wyników kostek powinien dać już jakieś pojęcie o tym, co można w grze robić. Widać tutaj trochę podobieństw do Dominant Species (wszystko związane z mapą, dokładanie kafelków, walka o dominację) i Orleanu (budowanie puli kostek w woreczku, od których zależą dostępne akcje).

Lektura instrukcji sprawia wrażenie, jakby gra była trudniejsza, niż jest w rzeczywistości. To nie wina opisu zasad, a jego szczegółowości. Na szczęście planszetki graczy mają dość obszerny opis wszystkich akcji, dzięki czemu partie mogą toczyć się płynnie i bez większych przeszkód.

Kasia:

Reguły Osadników z krwi i kości są dość obszerne, choć w sumie raczej łatwo załapać co i jak, a będąc wprawnym planszówkowiczem można już podczas pierwszej partii czerpać pełnymi garściami z zabawy. Zdecydowanie na plus zaliczam także obecność planszetek graczy zawierających m.in. wyczerpujący opis dostępnych akcji. Dzięki nim nie trzeba wszystkiego wkuwać, można za to dość szybko zacząć grę, podpierając się tą nieocenioną pomocą.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 8/10

Rozgrywka:

Wiktor:

Odnoszę wrażenie, że gry składające się z wielu małych elementów często okazują się rozczarowujące. Ostatnio kłam temu twierdzeniu zadały Królestwa Północy, podobnie jest z Osadnikami z krwi i kości. Nie ma tutaj planszy, każdy dostaje kostki, woreczek, planszetkę, jakieś żetony, sporo drewnianych znaczników, niby więc chaos, a wszystko to jednak bardzo fajnie łączy się w całość. Taki mały spoiler na początek opisu wrażeń.

Przede wszystkim główna mechanika polegająca na budowaniu własnej puli kostek, ograniczająca jednocześnie liczbę akcji, przypadła mi do gustu. Tak po prostu. Działa dobrze, zmusza do wybierania najkorzystniejszych ruchów, pozwala planować, ale dodaje do tego znaczący element losowy. I znów gra zaskakuje, bo ze złym losem można walczyć wydając kostki i przerzucając uzyskane wyniki albo dobierając z worka kolejne. Ani razu podczas rozgrywek nie narzekałem na rolę szczęścia i jego wpływ na wynik, chociaż taka Sandra przeklinała kostki co niemiara.

Dice Settlers są grą, w której niewielką uwagę zwraca się na przeciwników, jednak nie pozwala ona całkowicie o nich zapomnieć. Podczas partii interesowała mnie nie tylko sytuacja na planszy (walka o przewagę nad kaflami i dostęp do zapewnianych przez nie akcji oraz bonusów), ale też pula aktywnych kostek przeciwników. Nieraz modyfikowałem swoje plany widząc, że ktoś przy stole może je skontrować. W późniejszym etapie gry pojawiają się też kości umożliwiające ataki, a to dość wyraźnie wpływa na decyzje. Na szczęście autor pomyślał o mechanizmie, który nie pozwala na nieskrępowane zabijanie czy tam niszczenie obozów. Przede wszystkim cały atak skupia się na jednym graczu i jednym kafelku, nie można go rozbijać. Nie da się więc w jednej rundzie oczyścić połowy planszy. Drugim ograniczeniem jest zastępowanie obozów przeciwnika swoimi. Niby korzyść, ale kosteczek często brakuje i trzeba je później zdobywać wykorzystując ogniska. Wszystko zdaje się więc przemyślane i fajnie się zazębia.

Czas na trochę krytyki. I tutaj pojawia się problem. Dice Settlers: Osadnicy z krwi i kości nie są grą idealną, ale trudno mi wskazać jakieś rzucające się w oczy problemy. Jak wspomniałem niektórzy mogą narzekać na losowość, ale to takie trochę pisanie dla pisania – bo mityczni „niektórzy” mogą narzekać na wszystko. Zabrakło może jakiegoś efektu WOW, ale też coraz rzadziej planszówki potrafią mnie czymś tak zaskoczyć, bym się w nich zakochał. Nie zmienia to faktu, że Dice Settlers są jedną z przyjemniejszych gier, w które ostatnio grałem. Nie ciągną się za długo, nie męczą, a sprawiają frajdę i pozwalają miło spędzić czas. Czego chcieć więcej?

Kasia:

Wydaje się, że większość składowych mechanicznych Osadników z krwi i kości gdzieś już widziałam, ale jednocześnie nie czułam, by był to produkt całkowicie wtórny. Połączenie znanych elementów jest więc całkiem zgrabne i daje pewne poczucie świeżości.

Chyba najciekawszą sprawą jest wybór akcji, gdzie w każdej rundzie mamy tylko dwie (plus ewentualnie jakieś darmowe), ale dzięki pozyskiwaniu nowych kostek wzmacniamy je z czasem. I choć nie jest to gra ciężka, to decyzji do podjęcia jest sporo, począwszy właśnie od tego na jakiej akcji nam zależy, kiedy warto sobie zostawić kostkę do kolejnej rundy czy też jaka liczebność kostek konkretnego koloru w woreczku pozwoli nam najpełniej zrealizować plany.

Mechanicznie Osadnicy z krwi i kości korzystają z ulepszonej wersji tworzenia swojej puli kości w woreczku, mianowicie te zużyte trafiają do worka dopiero kiedy całkowicie go opróżnimy. Dzięki temu gra jest wyważona, nie tak bardzo obarczona losowością. Oczywiście samo turlanie nieuchronnie sprawia, że trochę przypadkowości również tu jest. Nie tak całkiem mało, bo poza turlaniem losowo dopieramy nowe kafle. W wielu miejscach mamy jednak możliwość kontrolowania losu w stopniu zapewniającym poczucie, że to jednak my odpowiadamy za ostateczny wynik.

W trakcie zabawy pole gry jest wspólne, więc siłą rzeczy trzeba śledzić co robią rywale. Tym bardziej, że duże znaczenie ma liczebność namiotów poszczególnych graczy na kaflach. Dobrze więc wiedzieć czy rywale już dorobili się kostek pozwalających likwidować nasze znaczniki i gdzie mogą zechcieć ich użyć. Sposób w jaki można wzajemnie likwidować sobie znaczniki odpowiadające za kontrolę nad poszczególnymi kaflami przypomina trochę Dominant Species i ma niebagatelny wpływ na końcową punktację. Dodatkowo duże znaczenie ma moment zakończenia partii, na który wpływ mają działania graczy. Dobrze jest więc czuwać nad tym, czy rozgrywka nam się nagle nie zakończy i odpowiednio dostosować swoje plany.

Za sporą regrywalność tego tytułu odpowiadają przede wszystkim zmienne układy kart technologii (czyli różne możliwe do zdobycia w danej partii bonusy). Także dzięki kaflom pojawiającym się w różnych konfiguracjach każda partia jest nieco inna. Tym bardziej, że znaczenie ma kolor płytki oraz jej funkcja (niektóre mają jednorazowy efekt, inne pozwalają korzystać z dodatkowych akcji).

Siłą rzeczy rozgrywka we czworo trwa dłużej niż te w mniejszym składzie. Tak samo jeśli chodzi o oczekiwanie na swoją kolej. Chociaż nie są to różnice piorunujące, ponieważ wykonujemy kolejno po 1 akcji, więc nie ma wielkiego „zamulania”. Dodatkowo etap losowania kostek i turlania przebiega jednocześnie, więc tu też plus.

Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 8/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

W końcu okazja do wyżycia się na grze! Ale niestety… Dice Settlers podczas partii we dwoje wypadło równie przyjemnie. Do pierwszej rozgrywki (jeśli mnie pamięć nie myli) usiedliśmy tylko we dwoje i już wtedy wiedziałem, że jeśli nie pojawi się żaden poważny zarzut, to polubię ten tytuł. Tak też się stało.

Osadnicy z krwi i kości we dwoje (i we troje) mają dostosowaną do graczy liczbę kostek, kafli (także tych układanych na stole na początku partii) i żetonów punktów zwycięstwa, co sprawdza się dobrze. Niektóre partie w takim układzie są bardziej krwiożercze, bo jednak każdy ma tylko jednego przeciwnika, ale nie psuje to wrażeń z zabawy. Jest równie przyjemnie, bo jednak tytuł główny nacisk kładzie na to, co robimy sami, interakcja jest tylko dodatkiem do odpowiedniego planowania i optymalizowania ruchów.

Kasia:

Osadnicy z krwi i kości bardzo dobrze działają we dwoje. Choć interakcji jest w takim układzie mniej (bo mniej przeciwników), to nieco okrojone pole gry sprawia, że nadal czuć rywalizację. Logicznym rozwiązaniem jest też zmniejszenie puli dostępnych kostek oraz  Poza tym nie dostrzegam jakichś wad, które miałyby obniżyć moją ocenę takiego wariantu. Uważam, że śmiało można rozkładać Dice Settlersów, nawet jeśli rozgrywka miałaby być tylko w parze.

Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 8/10

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Tematyka XIX-wiecznego osadnictwa nie jest moim konikiem, chociaż lubię obejrzeć dobry western albo poczytać jakąś fantastykę, która opowiada o walce osadników z przeciwnościami. Mimo tego Dice Settlers: Osadnicy z krwi i kości mają w sobie zdecydowanie więcej kości niż posoki. Podoba mi się mechanika i to na niej skupiam swoją uwagę. Nie gra roli czy stawiam namioty i domki czy też satelity i bazy kosmiczne. Same kości też trudno mi jakoś uzasadnić tematycznie. Tak więc ocena niska, ale bez przełożenia na resztę.

Kasia:

Znów planszówka o osadnikach 😉 niestety w przypadku Osadników z krwi i kości tematyka, chociaż sympatyczna, to została potraktowana lekko, pretekstowo. Jeśli chodzi choćby o oprawę graficzną to jest co najwyżej średnio. Strona wizualna nie pobudza wyobraźni, a że i otoczka fabularna jest raczej szczątkowa, to cały ciężar budowania klimatu spoczywa wyłącznie na mechanice. Jeszcze dostępne do wykonania akcje można jakoś uzasadnić, lecz sam trzon mechaniki, czyli turlanie kostkami burzy pozory tematyczności. Summa summarum w trakcie zabawy skupiałam się przede wszystkim na kombinowaniu, szukaniu sposobów, by jak najwięcej wycisnąć z tych kostek. Klimat nie był mi do tego bardzo potrzebny i nie odczuwałam boleśnie jego braku.

Ocena Wiktora: 3/10
Ocena Kasi: 3,5/10

Podsumowanie:

Wiktor:

Dice Settlers nie są grą szczególnie ładną ani klimatyczną. Nadrabiają natomiast prostymi zasadami i intuicyjną rozgrywką. Mechanicznie trudno mi im coś zarzucić, bo tytuł ma w sobie wiele elementów, które po prostu lubię: trochę losowości, trochę interakcji, planowanie, technologie… To udane połączenie, które spina sensowna i satysfakcjonująca mechanika. Odnosząc się do przywołanego wcześniej Burano – nowy tytuł wydawnictwa Lucrum podoba mi się o niebo bardziej. Jest też inny niż Brzdęk, ale porusza podobne struny, bo to średniej ciężkości euro, w którym zamiast zarządzania kartami mamy to związane z kostkami.

Kasia:

Choć Dice Settlers: Osadnicy z krwi i kości łączą w sobie kilka znanych skądinąd mechanik, to robią to całkiem zgrabnie, tworząc grę po prostu dobrze działającą i angażującą. Klimatu jest tu niewiele, a pod względem wizualnym można znaleźć zarówno powody do zadowolenia jak i do pokręcenia nosem. Najważniejsze jednak, że sama rozgrywka jest ciekawa, stawia interesujące wyzwania, jest w niej trochę interakcji, więc czuć rywalizację. Do tego gra dobrze się skaluje, bez zarzutu spisując się także w parze. Konstrukcja gry zapewnia również satysfakcjonujący poziom regrywalności.

Ocena:

Wiktor:

Dice Settlers: Osadnicy z krwi i kości to dobre, satysfakcjonujące euro ze średniej półki ciężkości. Przypomina mi bardzo połączenie dwóch tytułów (Montany i Dominant Species), do których dorzucono kostki. Jeśli opis wrażeń i rozgrywki pozwala sądzić, że to coś, co możecie polubić – polecam! Dobra, niezobowiązująca zabawa, która jednak wynagradza trochę móżdżenia nad planszą.

Kasia:

Dice Settlers to gra przemyślana, a dzięki temu potrafiąca zapewnić dobrą zabawę także doświadczonym planszówkowiczom. Dlatego też, choć nie do końca usatysfakcjonowała mnie strona wizualna, to i tak chętnie do tej pozycji wracam i bardzo przyjemnie spędzam przy niej czas. Zdecydowanie polecam wypróbowanie!

  • Dla kogo?

Plusy:

  • przystępne zasady (świetne pomoce graczy!)
  • sprawne połączenie mechanik 
  • dobre wyważenie losowości
  • dobre skalowanie
  • regrywalność

Minusy:

  • niedostatki wizualne
  • mało klimatyczna [K.]

Grę przekazało nam wydawnictwo Lucrum Games. Dziękujemy!

http://www.lucrumgames.pl/

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.