recenzje planszówek,  wszystkie

Majestat: Królewska korona – recenzja

https://www.planszowkiwedwoje.pl/2018/02/majestat-krolewska-korona-recenzja.html

Majestat to lekka gra rodzinna, której autorem jest Marc André, projektant Splendoru. Tym razem gracze wcielają się we władców fikcyjnego królestwa, próbujących ściągnąć do niego ważne postacie i niezbędnych mieszkańców: młynarki, piwowarów, rycerzy, szlachtę itd. Nowi podwładni sprowadzają do krainy pieniądze, które trafiają do jej opiekuńczego władcy, czyli gracza. Na koniec dodatkowe zyski otrzyma ten, kto najlepiej rozwinie swoje królestwo…

Wiek: 7+

Liczba graczy: 2-4

Czas gry: 20-30 minut

Wydawca: Bard Centrum Gier

Tematyka: średniowiecze

Główna mechanika:  zbieranie zestawów

BGG: Majesty: For the Realm


Grę przekazało nam wydawnictwo Bard.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Majestat zachęca do rozegrania partyjki ładną okładką i barwnymi elementami znajdującymi się w pudełku. Pierwszą rzeczą rzucającą się w oczy są plastikowe żetony monet. To taki bajer, bo równie dobrze sprawdziłyby się znaczniki z tektury, ale przyjemnie jest czuć ciężar pieniądza w ręku. Niestety wśród nominałów zabrakło piątek, więc co jakiś czas trzeba wymieniać drobne na większe nominały, by zawsze jakieś jedynki i dwójki znajdowały się w puli. Karty zilustrowano całkiem fajnie, szczególnie cieszą mnie szczegóły, którymi różnią się postacie. Mimo że trzon każdego rysunku jest taki sam, to już trzymane w rękach przedmioty, nakrycia głowy, a nawet spojrzenia mieszkańców różnią się od siebie. Mała rzecz, a cieszy.

Oznaczenia na kartach są czytelne i zrozumiałe, jednak w pierwszych partiach zawsze pojawiał się problem plusów – te zdają się sugerować, że do otrzymania pieniędzy potrzeba kompletu postaci. W rzeczywistości każda karta z wymienionych daje wskazaną liczbę monet. Drobną uciążliwością są też trochę „łódkowate” karty, jednak z kolejnymi partiami coraz bardziej się prostują (a można je też poodginać). Wszystkie elementy mieszczą się w wyprasce, która pozostawia też sporo miejsca na ewentualne dodatki.

Kasia:

Majestat nieźle się prezentuje, choć jego pudełko wykonano z nieco bardziej miękkiego materiału niż w przypadku większości planszówek. Pewnie z tego też względu nasza kopia uległa lekkiemu uszkodzeniu w trakcie transportu.

Jeśli chodzi o to co jest w środku, to początkowo trochę irytują karty, które nie chcą płasko leżeć na stole. Po kilku partiach na szczęście stały się już odpowiednio płaskie. Pod względem graficznym prezentują się one jednak bardzo dobrze. Podoba mi się, że kolejno ułożone obok siebie karty tworzą jeden, ciągły rysunek. Zresztą w ogóle wykonanie gry jest ładne – uwagę przyciągają w szczególności ciężkie, solidne, „pokerowe” żetony punktów. Fajnie też, że nawet niewielkie rysunki postaci tego samego typu urozmaicono malując je w różny sposób.

Zastanawiająca jest natomiast spora pusta przestrzeń w pudełku. Wietrzę w tym miejsce przewidziane na dodatki. Poza tym jednak wypraska jest bardzo dobrze zaprojektowana, trzyma komponenty w ryzach, dobrze je porządkując.

Ocena Wiktora: 7,5/10

Ocena Kasi: 7/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

W Majestacie wszyscy rywalizują o złoto, które na koniec partii decyduje o wygranej. Podczas swojej tury każdy dobiera jedną z sześciu wyłożonych na środku pola gry kart, przy czym pierwsza jest darmowa, a biorąc inną na każdej pominiętej kładzie się znacznik człowieka. Drewniane ludziki pomagają w dobieraniu kart, a na końcu partii ich liczba rozstrzyga ewentualne remisy.

Po dobraniu karty postaci dokłada się ją pod odpowiednim budynkiem i zdobywa złoto (na ogół) oraz wykonuje akcję, jeśli była przypisana do danego podwładnego. Są to:

  • atak w koszarach – każdy gracz mający mniej strażników od rycerzy atakującego przenosi postać znajdującą się po lewej stronie jego wioski do szpitala;
  • obrona w strażnicy – w przypadku ataku liczba strażników decyduje o skuteczności obrony;
  • leczenie w chacie czarownicy – pozwala przywrócić jedną postać ze szpitala na pole gry.

I to właściwie tyle. Zabawa trwa do momentu, w którym wszyscy będą mieli dokładnie 12 postaci w swojej wiosce. Wówczas podlicza się punkty za: zdobyte złoto, lokacje z postaciami (liczba lokacji podniesiona do kwadratu), największą liczbę postaci w każdej lokalizacji. Każda postać w szpitalu wiąże się natomiast z punktami ujemnymi, warto więc wyleczyć swoich poddanych.

Reguły są naprawdę proste, a znajdująca się w pudełku karta pomocy pozwala szybko sprawdzić działanie konkretnych budynków. Wytłumaczenie zasad oraz ikonografii Majestatu zajmuje raptem chwilę, a nawet początkujący nie powinni mieć problemów z zabawą.

Kasia:

Na pierwszy rzut oka Majestat może wydawać się grą nieco bardziej skomplikowaną niż jest w rzeczywistości. A to za sprawą dość rozbudowanej ikonografii. W większości przypadków jest ona jednak czytelna, zrozumiała i wcale nie tak zawiła jak się wydaje. Wątpliwości mogą pojawiać się tylko przy niektórych symbolach i po jednej czy dwóch partiach wszystko jest już zupełnie jasne.

Ogólnie rzecz biorą zasady Majestatu są na tyle przystępne, że gra bez problemów sprawdzi się w gronie początkujących.

Ocena Wiktora: 8/10

Ocena Kasi: 8/10 

Rozgrywka:

Wiktor:

W opisie reguł zabawy widać, że Majestat ma banalne zasady. Dzięki nim tury są krótkie i w czasie partii nie ma praktycznie żadnych przestojów. Ma to oczywiście przełożenie na dostępne w grze decyzje, bo te sprowadzają się do  wyboru jednej postaci i dołożenia jej do swojej wioski. Czasami trzeba też wziąć pod uwagę dostępne meeple pozwalające sięgnąć po bardziej oddaloną kartę, ale to właściwie tyle. Dla miłośników ciężkich tytułów może być to zbyt mało, ale należy pamiętać, iż Majestat jest lekką grą rodzinną, która trwa około 30 minut przy czterech osobach.

Mimo że jest to tytuł familijny, to można w nim znaleźć trochę interakcji. Ta jest dość sprawiedliwa, bo ofiarami ataku padają wszyscy inni gracze, którzy mają zbyt małą liczbę strażników. Ciągłe tracenie postaci może być uciążliwe, jednak praktyka pokazała, że bardzo rzadko pozwala się komuś na dobieranie wszystkich dostępnych rycerzy. Pomaga też to, że strażnicy zapewniają dochód podczas dokładania ich do wioski, więc sięgając po nich nie traci się tury.

Podczas rozgrywek różni gracze decydowali się na różne strategie i nie zauważyłem, by któraś z nich dominowała. Podczas pierwszych partii na stronie B czarownice wydawały się nieco zbyt mocne, jednak wina leżała po stronie graczy, którzy pozwolili ciągle dobierać je jednej osobie. Oprócz zysków natychmiastowych warto też mieć na uwadze punktowanie końcowe, które często wiąże się ze sporymi dochodami i potrafi przechylić szalę zwycięstwa.

Majestat jest tytułem, który nie ma problemów z regrywalnością. Dwie strony kart lokalizacji wprowadzają trochę różnorodności, ponadto zawsze można skorzystać też z wariantu, w którym miesza się karty postaci (standardowo najpierw dobiera się te z talii pierwszej, z czasem odkrywając drugą). Nie czułem się znużony grą nawet wtedy, gdy jednego wieczoru decydowaliśmy się na kilka partyjek z rzędu.

Pewien niedosyt pozostawia we mnie jedynie działanie szpitala, który wydaje mi się trochę zbyt mało karzący. Przy zyskach w wysokości kilkunastu monet na turę (w późniejszym etapie partii) strata kilku punktów za ranne postacie raczej nie boli. To jednak drobiazg, tym bardziej, że rozumiem to rozwiązanie – w grze rodzinnej powinna liczyć się przede wszystkim frajda ze zdobywania czegoś.

W Majestacie nie ma co liczyć na klimat, bo ten budowany jest jedynie dzięki ilustracjom. Niby powiązano postacie z miejscami i ich działaniem, jednak podczas partii nie zwraca się na to żadnej uwagi – liczy się przede wszystkim zgrabna mechanika.

Kasia:

Siadając do partyjki w Majestat będziemy mieli kilka decyzji do podjęcia. Na początku rozgrywki warto zaplanować sobie z grubsza co chcielibyśmy osiągnąć, a później ewentualnie lekko dostosować ten plan do rozwoju sytuacji. Summa summarum wciąż jest to jednak poziom lekkiego, rodzinnego tytułu.

W Majestacie jest odrobina negatywnej interakcji – możemy atakować innych graczy, choć nie jest to akcja, którą da się poczynić jakieś dramatyczne szkody. To raczej taki prztyczek w nos. Poza tym można pokusić się o podbieranie kart, które mogłyby się przydać rywalowi. Jeśli o mnie chodzi to jednak zwykle w pierwszej kolejności patrzyłam czego sama potrzebuję, a jeśli nie było nic ciekawego, to starałam się chociaż troszkę utrudnić życie innym. Są to takie drobnostki, które uprzyjemniają partie i sprawiają, że Majestat nie jest wyłącznie wieloosobowym pasjansem.

Spora jest regrywalność tytułu, przede wszystkim ze względu na losowe pojawianie się kart postaci oraz możliwość wyboru różnych zestawów tworzących nasze królestwo, co dość istotnie przekłada się na ukierunkowanie danej rozgrywki. Muszę od razu zastrzec, że wspomniana losowość nie jest zjawiskiem negatywnym, ponieważ mamy nad nią pewną kontrolę i dobrze gospodarując swoimi meeplami możemy zwykle wybierać spośród kilku dostępnych postaci leżących na stole.

Dzięki temu, że kolejki poszczególnych graczy są bardzo szybkie, a rozgrywka dynamiczna, to Majestat bardzo dobrze się skaluje. Można więc wyciągać go na stół zarówno do partii w większym jak i mniejszym gronie. Sądzę jednak, że najlepiej sprawdzi się on w grupie osób mniej zaawansowanych, ewentualnie jako spokojny, lekki przerywnik dla geeków. Nie ma tu wielkich emocji, jest za to przyjemna, płynna rozgrywka.

Ocena Wiktora: 7,5/10

Ocena Kasi: 7,5/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Majestat we dwoje jest grą bardzo szybką i krótką. Zdobycie 12 podwładnych zajmowało nam około 15 minut, a partie nie miały żadnych przestojów. Wrażenia z zabawy są jednak prawie identyczne z tymi w większym gronie. Ponadto łatwiej obserwować poczynania rywala i przygotowywać się w ten sposób do końcowego punkowania. Po Majestat równie chętnie sięgnę grając tylko z Kasią, jak i w większym gronie.

Kasia:

We dwoje rozgrywki w Majestat są bardzo dynamiczne i przy wprawnych graczach trwają nawet krócej niż dolna granica określona na pudełku. Uważam, że siadając do tego tytułu tylko w parze nic się nie traci.

Ocena Wiktora: 7,5/10

Ocena Kasi: 7,5/10

Ocena:

Wiktor:

Majestat jest fajną, rodzinną planszówką, którą bez najmniejszego kłopotu można wytłumaczyć nowym graczom. Ładny wygląd uzupełniają żetony monet, które są dość atrakcyjnym elementem. Mimo że na co dzień preferuję gry cięższe, to z dużą przyjemnością siadałem do Majestatu i z chęcią wyciągnę go ponownie. Polecam lubiącym lżejsze i rodzinne planszówki!

Kasia:

Majestat to przyjemna, familijna pozycja. Chętnie siądę do niej z początkującymi lub z rodziną po niedzielnym obiedzie. Jak dla mnie to tego typu karcianka, choć może też służyć jako gra na rozluźnienie po męczącym dniu. Tak czy inaczej rozgrywki, mimo że niczym szczególnym mnie nie zachwyciły, to zawsze były miło spędzonym czasem.

  • Dla kogo?

Dla: początkujących; średnio zaawansowanych; fanów lżejszych gier; szukających ładnej i szybkiej planszówki; miłośników ciężkich żetonów

Przypomina nam: 7 Cudów Świata: Pojedynek, Kanagawa, Valeria: Card Kingdoms

Plusy:

  • proste zasady
  • szybka i dynamiczna rozgrywka
  • dobre skalowanie
  • spora regrywalność
  • ładne grafiki i wypasione żetony

Minusy:

  • brak żetonów o wartości 5 [W.]
  • trochę odginające się karty

Grę przekazało nam wydawnictwo Bard. Dziękujemy!

http://wydawnictwo.bard.pl/

2 komentarze

  • Anonimowy

    Pierwsze zdanie: "Splendor to lekka gra rodzinna, której autorem jest Marc André, projektant Splendoru" ???
    W moim egzemplarzu karty były bez wad. Zgadzam się z faktem, iż brakuje żetonu z "5". Żetony mimo wszystko lżejsze niż w Splendorze (rozmiar ma znaczenie…).

    • Planszówki we dwoje

      Poprawione, dzięki! Oboje czytaliśmy, żadne z nas tego nie wyłapało :D. Aczkolwiek kłamstwa w tym zdaniu nie było, autor Splendoru jest autorem tej gry. W nowym wydaniu Splendoru żetony są też podobno mniejsze i lżejsze, niż w pierwszym (tak słyszałem).
      – W.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.