recenzje planszówek

Millennium Blades – recenzja

Millennium Blades to gra karciana będąca symulatorem grania w karcianki kolekcjonerskie! Spędziłeś lata młodości tłukąc w Magica albo Yu-Gi-Oh, a z czasem zainteresowałeś się planszówkami? Chciałbyś poczuć dawne emocje bez topienia niepoliczalnych ilości kasy? Millennium Blades obiecuje, że cały ten klimat znajdziesz w jednym pudełku! Jak wypada to w praktyce? Oceniamy!

Wiek: 12+
Liczba graczy: 2-5
Czas gry: około 80-120 minut
Wydawca: Level 99 Games
Tematyka: karciane gry kolekcjonerskie
Główna mechanika: budowa talii (w stylu CCG); zarządzanie ręką
Dla: zaawansowanych; fanów kolekcjonerskich gier karcianych;
lubiących wymagające, satysfakcjonujące tytuły
Przypomina nam: Magic: the Gathering, Pory Roku (faza turnieju)
BGG: Millennium Blades

Grę przekazało nam wydawnictwo Level 99 Games.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Millennium Blades to nie przelewki! Wielkie pudełko zawiera około 600 kart, do tego papierowe banknoty, trochę żetonów i kilka planszetek. Wszystkie ilustracje utrzymano w stylu, który kojarzy się z mangą i anime. Nie jest to moja ulubiona stylistyka, tym bardziej, że grafiki są dość krzykliwe, ale jednak całość jest spójna. Początkowo masa różnych obrazków może odstraszać i wyglądać chaotycznie, jednak z kolejnymi partiami człowiek przyzwyczaja się do tego.

Wielu planszówkowiczów narzeka często na papierowe banknoty, które są cienkie i mało klimatyczne. Osobiście nic do nich nie mam, ale Millennium Blades i tak z rozmachem wzięło się za ten problem. Każdy pieniądz składa się tutaj z 10 papierków sklejonych banderolką. Dzięki temu naprawdę czuć ciężar wydawanej kasy! Mimo że to zbytek, to doceniam pomysł.

Karty w grze są solidne i mimo że duża część z nich jest ciągle trzymana w rękach i przerzucana ze strony na stronę, to nie widać na nich raczej żadnych śladów. I dobrze, bo inwestycja w koszulki na pewno odcisnęłaby piętno na portfelu. Planszetki w Millennium Blades pełnią dwie role: pomagają zarządzać kartami rozłożonymi na stole oraz są matami dla graczy. Wszystkie są cienkie, ale – jak i reszta elementów – wytrzymałe. Gdybym miał się do czegoś przyczepiać, to zwróciłbym uwagę na czcionki, którymi zapisano nazwy różnych zestawów kart – nie zawsze są wystarczająco czytelne na pierwszy rzut oka. Poza tym pudełko jest dość duże i niewymiarowe, no ale to da się przeboleć.

Kasia:

Karton z grą jest nie tylko solidnych rozmiarów, ale może także pochwalić się bogatą zawartością. Dominują tu karty (duuużo kart!), choć nie brak i innych elementów. Planszówka ta ma dość specyficzną szatę graficzną, która trafi przede wszystkim do miłośników mangi. Dla mnie wygląd jest strawny, choć nie wzbudza większego zachwytu. Czasem nieco nietrafiony wydaje mi się dobór kolorów, który nadaje elementom nieco kiczowatego wyglądu, w większości jednak same rysunki na kartach są przyzwoite.

Zwykle jestem odpowiedzialna za powyciąganie żetonów z wyprasek nowych gier, tu jednak przed pierwszą partią czekało mnie jeszcze inne, całkiem nowe zadane. Musiałam pooklejać banknoty banderolami. Nie jest to skomplikowana sprawa, ale wymaga trochę cierpliwości. Nie warto też z tego rezygnować (teoretycznie można), gdyż posługiwanie się plikami pieniędzy podczas partii dodaje realizmu. Warto przygotować się też na to, że rozłożenie Millennium Blades na stole zajmuje dłuższą chwilę. Główny problem to solidne wytasowanie kilku stosów kart, co ma istotne znaczenie dla późniejszej rozgrywki.

Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 8/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Rozgrywka w Millennium Blades dzieli się na dwa główne etapy: przygotowanie talii oraz turniej. Oba są szalenie ważne i jednocześnie zupełnie od siebie różne, łączy je jednak wspólny cel: zdobywanie punktów zwycięstwa. Jak zwykle nie będę przytaczał całej instrukcji (link do tej znajdziecie niżej), ale pokrótce opiszę o co w tym wszystkim chodzi. Chcę tylko podkreślić, że Millennium Blades to w zasadzie gra typu euro. Nawet turniej opiera się na zbieraniu punktów, a nie bezpośrednich atakach, chociaż pozwala na pewną interakcję. Podczas przygotowywania rozgrywki tworzy się jeden wielki stos kart, na który składają się te oznaczone jako zestaw podstawowy i dodatki. Każdy wybiera też swoją postać ze specjalną zdolnością oraz talię startową.

Faza tworzenia talii podzielona jest na trzy części trwające łącznie 20 minut (7, 7 i 6). Podczas nich możemy kupować nowe karty ze sklepu lub rynku wtórnego (czyli te leżące na środku stołu), sprzedawać niepotrzebne lub handlować ze współgraczami. To także moment na stworzenie własnej talii składającej się z 8 kart do gry, dwóch akcesoriów i jednego pudełka na karty (deck boxa), z których wszystkie mają jakieś zdolności. Podczas tej fazy można również przygotować kolekcję kart, za którą otrzyma się punkty. Będą one jednak już później niedostępne, co ma symbolizować włożenie ich do klasera lub trzymanie w gablotce.

Po upływie 20 minut rozpoczyna się turniej. Akcesoria i pudełka zostają wyłożone na maty, następnie przychodzi kolej na tury graczy. Każdy w swojej kolejce musi zagrać jedną kartę, może też wykonać jakąś akcję aktywowaną. Dostępne w grze karty mają wszelkiej maści zdolności: od punktowania poprzez starcia z przeciwnikami aż do składowych różnych dziwnych combosów. Tury trwają do momentu, gdy wszyscy zapełnią swoją matę, czyli na ogół zagrają po 6 kart. Na koniec do punktów zdobytych w trakcie turnieju dodaje się te, o których mówią wyłożone karty (zdolność scoring). Zależnie od zajętego miejsca otrzymuje się punkty (zwycięzca najwięcej itd.). Rozpoczyna się kolejna faza tworzenia talii, a gra kończy się po trzech turniejach.

Zasady pozwalają też na różne modyfikacje podstawowej rozgrywki, chociażby poprzez dodanie karty miejsca wpływającej na turniej, zezwolenie na nierówne wymiany między graczami (normalnie wartość kart/pieniędzy musi być taka sama) i tym podobne. Reguły przewidują też, że można zrezygnować z początkowego tworzenia talii i zacząć od turnieju. Milennium Blades nie jest grą dla początkujących. Zasady nie są bardzo skomplikowane, ale jednak by dobrze się bawić przy tytule potrzeba trochę ogrania. Mimo że instrukcja wyjaśnia wszystkie ważne kwestie, to karcianka doczekała się pokaźnego FAQ. Wiele sytuacji podczas gry można rozwiązać dzięki pewnej logice, którą często kierują się gry kolekcjonerskie, jednak by to ogarnąć trzeba je po prostu trochę znać.

Kasia:

Po wgryzieniu się w grę mogę powiedzieć, że dla zaawansowanego gracza reguły Millennium Blades są stosunkowo intuicyjne, choć początkowo trzeba poświęcić sporo czasu i uwagi, by je wszystkie poznać i zrozumieć. Z tego względu uważam, że gra nie nadaje się zupełnie dla początkujących planszówkowiczów. Dodatkową przeszkodą będzie na pewno dla niektórych obcojęzyczność tytułu. Tekstu na kartach jest sporo, więc znajomość angielskiego (przynajmniej na poziomie podstawowym) jest konieczna. Nie ma możliwości, by gracze objaśniali sobie karty, gdyż kluczowe znaczenie ma tu właśnie niezdradzanie się ze swoją taktyką.

Aby łatwiej wdrożyć się w przebieg rozgrywki oraz ewentualnie po czasie przypomnieć sobie co i jak, mamy tu  pomoce graczy sprytnie wbudowane w planszetki stanowiące pole gry. Dzięki znajdującym się na nim objaśnieniom nie trzeba w trakcie partii szukać podstawowych informacji w instrukcji.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10

Rozgrywka:

Wiktor:

W serwisie BoardGameGeek Millennium Blades oceniono jako grę ciężką. Jeszcze przed zagraniem nieco nie dowierzałem tej opinii, ale rzeczywistość szybko pokazała mi, gdzie moje miejsce. Faza tworzenia talii jest wymagająca. I to bardzo. Dostajemy w niej kilkanaście kart, na ogół co najmniej kilka też kupujemy. W ciągu 20 minut trzeba więc je wszystkie przejrzeć, pomyśleć o tym, jak można wykorzystać ich zdolności oraz połączyć je w potężne kombinacje. Jako że zasady pozwalają na przygotowanie dwóch kart więcej, to nie wolno zapominać o jakiejś alternatywnej strategii, gdyby przeciwnicy pokrzyżowali nam szyki. Do tego warto pomyśleć o zrobieniu jakiejś kolekcji (to w końcu punkty) oraz sprzedaniu kart, i nagle okazuje się, że 20 minut to wcale nie tak dużo czasu. Traktuję to jako zaletę tytułu, bo czuć presję czasu i dreszczyk emocji, jednak osoby gorzej radzące sobie z angielskim i mniej doświadczone mogą się w tym wszystkim pogubić.

Mnogość kart powinna zadowolić nawet tych najbardziej wymagających planszówkowiczów. Dzięki temu Millennium Blades jest niezwykle regrywalne, a wybierane na początku zestawy dodatkowe niemal za każdym razem pojawiają się w innej kombinacji tworząc wrażenie świeżości. Nie skłamię pisząc, że to jedna z najbardziej regrywalnych planszówek, z którymi miałem do czynienia. A gdyby przypadkiem komuś tytuł zaczął się nudzić, to w pudełku znajdzie też karty miejsc modyfikujące zasady turniejów. Rywalizować można więc np. w supermarkecie, na podziemnym ringu albo podczas wyścigu strusi. Millennium Blades doczekało się już zresztą dodatków…

W grze występuje też element zarządzania ryzykiem, który widoczny jest podczas tworzenia talii. Można złożyć sobie świetnie działające combosy zapewniające sporo punktów, ale nigdy nie wiadomo, czy przeciwnik nie zakryje nam jednej z kart albo nie każe odrzucić czegoś z ręki. Interakcja rośnie wraz z liczbą graczy przy stole, trzeba więc przewidywać strategie oponentów. Ciekawie wypada też sytuacja, w której zwycięży się w turnieju. Rodzi ona dylemat: tworzyć nową talię, a może zostawić ją bez zmian? Dla osób lubiących większą zmienność przewidziano wariant, który nie pozostawia wyboru i po turnieju nakazuje odrzucenie używanych kart.

Rzeczą, którą wręcz pokochałem w Millennium Blades jest jeden z niewielkich zapisów w instrukcji, który mówi o cofaniu ruchów i naprawianiu pomyłek. Nie wolno i basta! Sam nieraz już cierpiałem z tego powodu, ale dzięki tej zasadzie gra wymaga ciągłego skupienia. Jednocześnie zawarcie jej w regułach nie pozostawia już żadnego pola do manewru. Tytuł ma w końcu symulować gry kolekcjonerskie i ich turnieje, a w rzeczywistości teksty „ej, wcale nie chciałem jednak sprzedać ci tej karty!” nie zawsze przecież zadziałają.

Jednym elementem, który na początku trochę mnie rozczarował był turnieje. Spodziewałem się bardziej bezpośredniej rywalizacji, rodem z wieloosobowych partii w Magic: the Gathering. Pójście w stronę euro i karty w rodzaju „zdobywasz 20 punktów” były dość niemiłym zaskoczeniem podczas lektury zasad. Rozgrywki pokazały jednak, że taki system sprawdza się bardzo dobrze. Tym bardziej, że jak wspominałem, w tytule jest też miejsce na negatywną interakcję. Niekiedy przybiera ona dość drastyczną postać – w jednej z gier zamiast jakichś 260 punktów w turnieju zdobyłem około 20, gdy moje wspaniałe combo zostało rozerwane przez rywali.

O, jeszcze jedna ważna kwestia – miejsce! Millennium Blades to dwie spore planszetki rozłożone na środku stołu, do tego każdy gracz musi mieć chociaż trochę przestrzeni. Spotykając się w większej grupie zarezerwujcie więc spory stolik, no i trochę czasu, bo partyjki trwają około 2-3 godzin, zależnie od graczy, ich sprawności i przebiegu rywalizacji.

Kasia:

Millennium Blades to gra pod wieloma względami nietuzinkowa. Siadając do partii początkowo czuję się przytłoczona ogromem możliwości i decyzji do podjęcia. Kiedy jednak cała machina rusza, ja z każdą chwilą coraz bardziej swobodnie się w niej poruszam. Jest tu wiele oryginalnych i jednocześnie sensownie powiązanych ze sobą mechanik. Sam podział na fazę tworzenia talii i fazę turniejową sprawia, że gra ma ciekawą dynamikę.

Przy pierwszym kontakcie z Millennium Blades obawiałam się konieczności ścisłego odmierzania czasu. Okazało się jednak, że to rozwiązanie sprawdza się wyśmienicie. Z jednej strony zamyka się grę w jakichś sensownych ramach, nie dając graczom możliwości przeciągania swoich decyzji w nieskończoność. Z drugiej natomiast wprowadzona zostaje dzięki temu pewna presja, która bardzo wyraźnie podbija emocje towarzyszące partii. Tych zdecydowanie tu nie brakuje – czasem zdarzało mi się wręcz podskakiwać z ekscytacji na krześle. To wszystko dlatego, że Millennium Blades niesamowicie wręcz wciąga. Dostrzeganie połączeń między zdolnościami poszczególnych kart, budowanie niewielkiego, ale skutecznego decku, a w końcu egzekucja powziętego wcześniej planu dają wielką satysfakcję.

Spora losowość w doborze nie jest dla mnie problemem, ponieważ w trakcie partii dostajemy bardzo dużo darmowych kart, z których część na pewno nam się przyda. Poza tym zawsze mamy też kilka opcji na ich zagospodarowanie, jak choćby sprzedaż czy odrzucenie i zdobycie lepszej. Krótko mówiąc decyzji do podjęcia jest tu bardzo dużo. I mimo, że gra może czasem sprawiać wrażenie nieco chaotycznej, to koniec końców strategia gra tu pierwsze skrzypce.

Regrywalność tego tytułu jest ogromna i wynika przede wszystkim z kilku decków startowych oraz całej palety różnorodnych kart, które pozwalają na tworzenie niemal nieskończonej liczby kombosów i połączeń. Siadając do stołu nigdy nie natrafimy na dwie podobne partie, co jest dla mnie dodatkowym plusem.

Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 9/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Millennium Blades we dwoje to rywalizacja do momentu wygrania przez kogoś dwóch z trzech turniejów. Odpada więc cały system punktowy, nie opłaca się bogacić pod koniec gry, a zbieranie kolekcji przebudowano tak, by dawało punkty podczas turniejów. To bardzo istotna zmiana, która mocno wpływa na całą rozgrywkę zmieniając jej charakter. Nie na gorszy, ale na zupełnie inny. Podczas samego turnieju przy większej liczbie graczy należy zdobyć jak najwięcej punktów, we dwoje jedynie więcej od przeciwnika – można więc postawić na interakcję i starać się całkowicie go zablokować. Można też pójść w standardowe budowanie silników, jednak wówczas nie będzie miał kto przeszkodzić rywalowi. O ile przy kilku osobach niemal zawsze znajdzie się ktoś mogący powstrzymać lidera, tak tutaj jesteśmy zdani tylko na siebie. Taki pojedynek jednak budzi emocje znane z „pełnego” trybu.

Rzeczą, która nie do końca podoba mi się w dwuosobowym Millennium Blades jest gorsze działanie niektórych kart dotyczących „wszystkich graczy”. O ile przy kilku osobach są to rzeczy dość potężne, tak tutaj raczej rzadko lądują w talii. Trafiłem też raz na postać, która była mocno bezużyteczna, bo odnosiła się do mechaniki przyjaźni niewystępującej w tym trybie. Ale i tak jest dobrze, nawet we dwoje można się bawić i nieźle pogłówkować!

Kasia:

Rozgrywka w parze różni się od tej w większym gronie przede wszystkim tym, że inaczej ustala się zwycięzcę. System punktowania nie miałby tu sensu, więc tę zmianę uważam za jak najbardziej uzasadnioną. Poza tym w takim wariancie jest zwykle nieco mniej interakcji pomiędzy graczami. Bardziej skupiamy się na szlifowaniu swoich decków, a mniej wrzucamy do nich kart przeszkadzających oponentowi. W większym gronie jest bowiem większa szansa, że nadarzy się odpowiednia okazja do wykorzystania jakiejś z nich. To chyba jedyna rzecz, która stanowi pewien minus w mojej ocenie. Poza tym jednak we dwoje czuć również bardzo silną presję (chyba nawet ciut większą niż w liczniejszym składzie), zwłaszcza podczas decydującego starcia. Emocje potrafią wtedy sięgać zenitu.

Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 8/10

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Trudna sprawa, bo Millennium Blades jest grą inną niż wszystkie. Nie celuje ona w konkretny klimat (fantasy, science fiction itd.), ale w symulowanie gry kolekcjonerskiej. I jako taka sprawdza się dobrze. Grając czułem się trochę jak na turniejach Magica, w których brałem udział, gdzie dostawało się kilka pakietów kart i z nich tworzyło talię. Wiadomo oczywiście, że Millennium Blades musiało wszystko trochę uprościć, ale i tak czuć turniejową atmosferę.

Fajną sprawą jest to, że w grze jest sporo nawiązań do popkultury: filmów, seriali czy gry Yu-Gi-Oh.

Kasia:

Niezliczone nawiązania do filmów, seriali i innych tworów współczesnej kultury są tu chlebem powszednim. Mnie w oczy rzuciły się między innymi: Harry Potter, Firefly, Mario Bros, James Bond czy Gwiezdne Wojny. W dodatku potraktowano je z przymrużeniem oka, nadając nieco przeinaczone nazwy. Obrazu dopełniają obecne na kartach zmyślone cytaty, które uprzyjemniają grę. Jest ich tyle, że potrzeba chyba dziesiątek rozgrywek, by wszystkie poznać i zdążyć przeczytać. Tworzy to prawdziwą gratkę dla osób lubiących wyszukiwać różnego rodzaju smaczki.

Także sama strona mechaniczna Millennium Blades doskonale wręcz współgra z tematem. Bardzo podoba mi się wykonywanie wielu czynności jednocześnie, jak w prawdziwym życiu, gdzie np. gracze negocjują, podczas gdy ktoś inny dokonuje zakupów. Naprawdę czuć tutaj ducha rywalizacji, zupełnie jakby się było na prawdziwym turnieju.

Ocena Wiktora: 6,5/10
Ocena Kasi: 9/10

Podsumowanie:

Wiktor:

Millennium Blades jest grą porządnie wykonaną i w sumie całkiem ładną, chociaż trzeba nastawić się na specyficzny, krzykliwy styl. Karty są jednak czytelne, a planszetki graczy dobrze przypominają o dostępnych akcjach itp. Tytuł nie należy do prostych, chociaż jego zasady nie są jakoś wyjątkowo skomplikowane. O trudności decyduje duże nagromadzenie kart, zdolności, synergii w połączeniu z limitem czasowym na stworzenie talii. Rozgrywka jest jednak bardzo angażująca i po prostu fajna, można w niej znaleźć zarówno trochę losowości, jak i interakcji. Millennium Blades to karcianka szalenie regrywalna, do której potrzeba trochę miejsca i czasu. No i znajomości angielskiego oraz, idealnie, rozeznania w grach. To wymagający tytuł dla wymagającego gracza.

Millennium Blades trochę inaczej działa we dwoje, nie wykorzystując w tym wariancie w pełni swojego potencjału, wciąż jednak będąc dobrą grą. Specyficzny klimat karcianki kolekcjonerskiej został tutaj całkiem nieźle oddany, a tematyka sprawia, że jest to coś nowego i wyjątkowego.

Kasia:

Millennium Blades to gra bardzo spójna pod względem całego konceptu. Ma ciekawą oprawę wizualną i jest dobrze wykonana, choć jej rozkładanie może być czasochłonne. Reguły, mimo że są dość obszerne, to łatwo zostają w pamięci. Rozgrywka natomiast jest płynna, za każdym razem niepowtarzalna oraz przede wszystkim bardzo emocjonująca. Można jej zarzucać pewną losowość, choć sprawa ta blednie w obliczu głębi strategicznej i liczby decyzji, które trzeba podjąć w trakcie partii.

Ocena:

Wiktor:

Millennium Blades to coś, co wypada poznać. Wysoki próg wejścia i spora ciężkość tytułu raczej nie sprawią, że gra zagości pod wszystkimi strzechami, ale doświadczeni planszówkowicze powinni się nią zainteresować. Jako dawny gracz w Magica znalazłem w niej wszystko to, czego oczekiwałem. A nawet więcej, bo to w sumie również nietuzinkowe euro. Jeśli nie boicie się wyzwania, to gorąco polecam!

Kasia:

Granie w Millennium Blades to niezwykłe doświadczenie, które trudno porównać do innych „typowych” planszówek. Zachwyciło mnie jak ta gra potrafi niesamowicie zaangażować, wręcz pochłonąć. Z pewnością nie jest to pozycja dla każdego, ale jeśli mieliście styczność z grami CCG lub chcielibyście wejść w tego rodzaju system, ale wahacie się z wyborem, to spróbujcie Millennium Blades. To po prostu destylat z tego typu karcianek, który zapewnia godziny świetnej rozrywki.

Plusy:

  • regrywalność
  • angażująca i wymagająca
  • świetne oddanie klimatu [K.]
  • odpowiednia ilość interakcji i losowości
  • emocjonująca
  • sporo decyzji, dużo kombinacji kart

Minusy:

  • wysoki próg wejścia
  • wymaga znajomości angielskiego
  • dość długi setup

Grę przekazało nam wydawnictwo Level 99 Games. Dziękujemy!

https://www.level99games.com/

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.