wszystkie,  recenzje planszówek

Na skrzydłach – recenzja

Na skrzydłach wleciało do sklepów z hukiem. Tytuł budził spore emocje, był też bardzo wyczekiwany przez zniecierpliwionych graczy. Po kilku tygodniach od polskiej premiery temat nieco ucichł. Przez ten czas ogrywaliśmy Na skrzydłach i sprawdzaliśmy jakie budzi w nas i znajomych emocje. Co z tego wyszło?

Wiek: 10+
Liczba graczy: 1-5
Czas gry: 40-70 minut
Wydawca: Rebel
Tematyka:ptaki, przyroda 
Główna mechanika: zbieranie zestawów, zagrywanie kart
Dla: nie tak całkiem początkujących; średnio zaawansowanych; fanów tematyki przyrodniczej;
Przypomina nam: Artefakty Obcych; wg wydawcy Terraformacja Marsa, Gizmos
BGG: 
Wingspan
Instrukcja: Na skrzydłach

Grę przekazało nam wydawnictwo Rebel.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Jakość wydania i strona wizualna są tym, co wyróżnia Na skrzydłach spośród setek innych gier. Tytuł ma delikatne, ładne ilustracje, zwracające uwagę komponenty (wieża na kości, znaczniki w kształcie jajek, podajnik na karty) i na stole prezentuje się naprawdę ładnie. Minusem mogą być nieco wyginające się w łódeczki karty. Z tym problemem radzi sobie zwykle żel krzemionkowy (takie torebeczki, które można znaleźć np. w pudełkach po butach), tu jednak nie przyniósł on specjalnej poprawy. Do polskiej wersji, jak i do oryginalnej, wkradły się też drobne błędy, które jednak nie przekładają się znacząco na rozgrywkę.

Niektórzy pytali o obecność polskich/europejskich ptaków w grze. Przeliczyłem i jest ich kilkanaście. Nie są to jednak typowo europejskie gatunki, a takie które występują też w Stanach. Wszystkie ptaki z gry były dobierane na ich rynek, więc nie ma co liczyć np. na bociany. Natomiast ilustracje ptaków są delikatne i ładne, a karty dzięki jasnej kolorystyce i prostemu designowi wyglądają elegancko. Życzyłbym sobie chyba tylko trochę większej czytelności kart. Czcionka prezentuje się ładnie, ale z odległości jednak preferowałbym zwyklejszą, a bardziej widoczną i czytelną.

Kasia:

Już okładka Na skrzydłach zachęciła mnie, by sięgnąć po ten tytuł. Od razu spodobał mi się ten delikatny styl rysowania. W pudełku zaś znalazłam zaskakująco dużo ciekawych „bajerów”. Świetne są plastikowe pudełeczka – małe na jajka i żetony, duże na karty. Pozwalają trzymać ład zarówno w kartonie jak i na stole. Hitem jest jednak wieża do kości. Nie dość, że świetnie wygląda, to jest to po prostu mega oryginalny gadżet.

Pozostałe, „standardowe” komponenty również są na poziomie. Grafiki ptaków są bardzo ładne, podobnie jak planszetki graczy z wymalowanymi różnymi środowiskami życia tych zwierząt. Kostki są duże i czytelne. Jedynie karty złośliwie wyginają się w łódkę, ale poza tym są bardzo wytrzymałe (płótnowane).

Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 9/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Na skrzydłach jest  grą, w której w każdej rundzie mamy do wykonania kilka akcji. Oznacza się je drewnianymi kostkami, co zapobiega pomyłkom. Dostępne akcje są dość proste: złożenie jaj, dobranie kart, zagranie kart, dobranie pożywienia. Po zdaniu wypada poświęcić właściwie tylko jajom i pożywieniu, bo te dwie mogą nie być od razu jasne. Pożywienie to zasób wymagany do zagrania ptaków. Zdobywa się je wybierając kości z wieży. Jaja natomiast odkładane są na kartach i zapewniają m.in. dodatkowe punkty, bywają też odrzucane na potrzeby innych kart.

Akcje aktywuje się kładąc znacznik na ostatnim wolnym polu (czyli tak, by mieć wszystkie karty w danym rzędzie po lewej stronie kostki). Następnie, po wykonaniu akcji (im dalsze pole, tym większa siła akcji) odpala się wszystkie położone po lewej karty, które mają zdolność aktywowaną (niektóre są jednorazowe przy zagraniu, inne to reakcje).

W Na skrzydłach punktuje się za wyłożone karty, wspólne cele widoczne na stole (co rundę) oraz indywidualne karty zadań. Punkty dają także zebrane na zwierzętach znaczniki.

Reguły Na skrzydłach są przystępne, chociaż już ikony celów nie zawsze były dla mnie intuicyjne. Sama rozgrywka przebiega sprawnie i bez większych problemów, trzeba jednak pamiętać o efektach kart, np. reakcjach, które możemy odpalić (u nas notorycznie ktoś o czymś zapominał). Tytuł nie przysporzy problemów doświadczonym planszówkowiczom, ale i ci mniej ograni nie powinni poczuć się zbytnio przytłoczeni.

Kasia:

Dla osób, które miały już styczność z planszówkami zasady Na skrzydłach nie będą stanowiły problemu, choć zastanawiałabym się czy polecać ten tytuł zupełnym nowicjuszom. Jest tu trochę informacji do przyswojenia, a poza tym zdarzały się nam sytuacje lekkich niejasności związanych z regułami (na przykład karta, która odnosiła się do kolorów w nazwach ptaków i dylemat jak potraktować bielika). Myślę jednak, że grze najbliżej do tytułu rodzinnego, z tym że skierowanego do osób, które już parę tytułów przetestowały.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10

Rozgrywka:

Wiktor:

W sieci pojawiają się porównania między Na skrzydłach a Terraformacją Marsa, na co niektórzy reagują oburzeniem „jak można porównywać te dwie gry?!”, „skąd to porównanie?!” itd. Otóż wystarczy zajrzeć na BGG i przeczytać oficjalny opis gry od wydawcy. I bum! Odwołanie do Terraformacji i Gizmos ze wzmianką, że jeśli podobają się komuś te dwie gry, to i Na skrzydłach powinno przypasować. Od razu jednak wyjaśnię: Na skrzydłach nijak ma się do Terraformacji. Zapis jest bardzo mylący i wypaczający nieco oczekiwania wobec  tytułu. Również Gizmos, mimo pewnych podobieństw, to inna gra, w której karty dużo bardziej wiążą się ze sobą i wzajemnie zazębiają. No ale w tym tekście wypada skupić się na planszówce autorstwa Elizabeth Hargrave.

W grze drażniły mnie głównie dwie kwestie: spora losowość oraz właściwie niewielka różnorodność ptaków. Niby podczas dobierania nowych kart widać trzy wyłożone zwierzaki, jednak bardzo często było to zbyt mało. Nowe karty otrzymuje się głównie z akcji (szkoda, że nie ma draftu jak w TM), a z tą nie zawsze jest po drodze. Zmarnować kostkę po to, by wziąć przeciętny zapychacz i odsłonić coś fajnego przeciwnikowi? Szczególnie że cele wspólne są znane, więc na ogół wszyscy starają się dobierać ptaki tak, by móc walczyć o punkty. Można oczywiście dobierać w ciemno, ale to też ryzyko… Niekiedy jednak trafiały się partie, w których jeden dobrze dobrany ptak potrafił sprawić, że po chwili miałem całą rękę kart. Losowość widać zresztą też w początkowym rozdaniu kart – ptaki mogą współgrać z celem lub kompletnie się nie łączyć. Wszystko to sprawiało, że miałem wrażenie jakby gra kręciła się sama, niekoniecznie zależnie od tego, co zrobię. 

Czasami przeszkadzało mi też losowe dobieranie pożywienia z wieży na kostki. Zdarzało się, że przez dłuższy czas brakowało mi odpowiednich znaczników, na szczęście pewnym ułatwieniem i dobrym rozwiązaniem okazała się możliwość wymiany dwóch dowolnych na jeden inny. Bez tego byłoby trudno. Początkowy zachwyt nad różnorodnością ptaków umknął gdzieś w trakcie kolejnych partii. Szybko okazało się, ze wiele zdolności jest do siebie bardzo podobnych (albo nawet identycznych), a różne ilustracje wprowadzają tylko zamieszanie.

Na skrzydłach, poza świetną prezencją na stole, nie miało dla mnie niczego takiego, co wywoływałoby efekt WOW i ciągnęło do kolejnych partii. Jasne, nie każda planszówka musi albo nawet może taka być, ale mimo wszystko są tytuły stworzone przez rzemieślników, które przyciągają do stołu. Tutaj po partii nie miałem ochoty na rewanż, nie myślałem o zastosowanej strategii itd. Dla niektórych to pewnie drobiazg, ale dla mnie oznacza, że tytuł nie będzie często ani regularnie gościł na stole.

Wypadałoby napisać teraz o tym, co podobało mi się w grze. Nie jest to łatwe, bo z rozgrywek zapamiętałem głównie to, co niezbyt przypadło mi do gustu. Reszta rozwiązań była poprawna, ale nie wyróżniała się wg mnie in plus. Przy takim zalewie nowości na rynku oczekuję, że gry będą naprawdę mnie wciągały i angażowały. Poprawność to podstawa, nie zaleta. Największym pozytywnym aspektem tytułu zostaje więc wg mnie chyba sposób punktacji. Ta nie jest banalnie prosta, składa się na nią kilka różnych elementów (ptaki, jaja i pożywienie na nich, cele indywidualne i wspólne, karty pod ptakami), co pozwala stosować różne strategie i rozwiązania. Mimo że przy Na skrzydłach nie bawiłem się najlepiej, to dzięki temu mogłem testować różne ścieżki. Sprawdzało się to dobrze, czasami sukces przynosiło wykładanie drogich, ale dobrze punktujących ptaków, czasami karty zgrały się tak, że mogłem wykładać sporo jaj. Wg mnie zdecydowanie najjaśniejszy punkt tego tytułu!

Przyznam, że Na skrzydłach to jedna z gier, których targetu nie jestem w stanie określić. Dla doświadczonych miłośników euro za dużo jest tutaj losowości, a za mało naprawdę ważnych, odciskających się na partii decyzji. Dla fanów gier rodzinnych zależności między kartami, sposoby punktacji i dostępne opcje mogą być zbyt skomplikowane (zarówno my jak i znajomi stwierdziliśmy, że to tytuł, którego raczej nie pokażemy rodzicom).

Kasia:

Siadając do pierwszej partii w Na skrzydłach byłam pełna nadziei na zabawę tak dobrą, że dorówna wizualnej stronie gry. Pod koniec nie czułam jednak ekscytacji czy satysfakcji. Raczej obojętność. I niestety kolejne rozgrywki nie były w stanie zmienić tego stanu rzeczy.

Dla odmiany zacznę jednak od pozytywów. Ciekawy jest system ze zmniejszającą się liczbą akcji w rundzie. Zwykle w planszówkach jest wręcz odwrotnie. Początkowo miałam poczucie sporej swobody, a później trzeba było „zagęszczać ruchy”. Jednocześnie mamy to w pewien sposób zrekompensowane większą siłą akcji. Nie jest to może nic odkrywczego czy porywającego, ale i całość mechaniki Na skrzydłach jest w moim odczuciu raptem poprawna, nie ma tu nic zachwycającego czy wyróżniającego się w jakiś pozytywny sposób. Więcej miejsca poświęcę więc niestety lekkim utyskiwaniom.

Jeśli chodzi o losowość, to mamy tu do czynienia ze skumulowanym efektem trzech elementów. Po pierwsze karty celów – wybieramy je na początku rozgrywki (odpowiednie ptaki pozwalają też dobierać je w trakcie partii), mamy nawet zaznaczone jaka część talii spełnia warunki punktowania danego celu. Po drugie ptaki. Pojawiają się w trakcie partii losowo (i niewiele możemy w tej kwestii zrobić), a dodatkowo nigdy nie udało nam się przerzucić całej talii (maksymalnie chyba około połowy), więc nie jest rzadkością, że osoba, która teoretycznie ma trudniejszy cel do spełniania, dzięki temu, że odpowiednie ptaki akurat zechcą się pojawić, zapunktuje zdecydowanie lepiej. Trzeci element tej układanki to rzuty kostek decydujące o tym jakie zasoby są dostępne. Ten ostatni element stosunkowo najłatwiej daje się kontrolować (dzięki możliwości odrzucenia dwóch zasobów jako jokera). Wszystko razem sprawia jednak, że budowanie jakiegoś silniczka, szukanie synergii pomiędzy kartami jest tu bardzo mocno ograniczone.

Co za tym idzie Na skrzydłach to w moim odczuciu gra raczej dość lekka, którą należy traktować właśnie jako taki tytuł, ponieważ podchodząc do niej zbyt serio można zacząć się frustrować. Nie jesteśmy bowiem do końca odpowiedzialni za nasz ostateczny wynik, choć oczywiście przyłożenie się do gry i szukanie najlepszych sposobów na zdobycie punktów da na pewno lepsze rezultaty niż wykładanie kart w przypadkowy sposób.

Lekką zagwozdkę mam z oceną regrywalności tego tytułu. Z jednej strony baza kart ptaków jest duża (a nawet zbyt duża, swoisty przerost formy nad treścią), do tego dochodzą też różne cele indywidualne i grupowe. Z drugiej jednak strony zdolności ptaków się powtarzają, a różnorodność celów nie wpływa na strategię aż tak mocno jak mogłoby się wydawać. Na przeszkodzie staje bowiem wspomniana losowość, która nie pozwala na mocną specjalizację. W każdej partii robiłam więc odrobinkę coś innego, ale po kilku podejściach nie czułam już świeżości tego tytułu.

Interakcja pomiędzy graczami jest w Na skrzydłach bardzo ograniczona. Do rywali zaglądałam w zasadzie tylko
wtedy, gdy przymierzałam się do zapunktowania za jakiś cel, by wiedzieć z czym muszę konkurować. Poza tym rozgrywka przypominała raczej wieloosobowego pasjansa. Z jednej strony to dobrze, ponieważ możliwość odrzucania ptaków rywalom wprowadziłaby dodatkowy element będący niejako poza naszą kontrolą, z drugiej jednak w większym gronie gra staje się nudnawa. Z tego między innymi względu we trójkę grało mi się w Na skrzydłach całkiem fajnie, ale już we czworo gra stała się smętna, dłużyło mi się oczekiwanie na swoją kolej. W trakcie jednej kolejki potrafi się też sporo zmienić na stole (karty, zasoby), więc planowanie z wyprzedzeniem nie zawsze się wtedy sprawdza.

Ocena Wiktora: 5/10
Ocena Kasi: 4,5/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Na skrzydłach we dwoje ma tę zaletę, że jest bardziej dynamiczne. Niby nawet w większym gronie nie jest pod tym kątem źle, jednak gdy planujemy zrobić coś prostego i szybkiego, to kolejka może się nieco dłużyć. Mechanicznie w takim wariancie trochę gorzej działają zwierzaki z reakcjami. Wiadomo, mniejsza liczba graczy, to mniejsza szansa na zaistnienie jakiegoś efektu. Bierze się to (a przynajmniej powinno) pod uwagę, więc nie ma konieczności dobierania kart, które się nie przydadzą. In minus wypada rotacja pożywienia w karmniku, która potrafiła dawać się we znaki. Kostki były dobierane rzadziej, często więc w karmniku zalegały te, po które żadne z nas nie chciało sięgnąć. Poza tym wrażenia były podobne do tych z partii w większym gronie. Jeśli miałbym wracać do gry, to najchętniej rywalizując z jednym-dwoma przeciwnikami.

Kasia:

We dwoje rozgrywka różni się od tej w większym gronie tylko nieznacznie i raczej nie wpływa to na mój ostateczny odbiór tego tytułu. Partie są oczywiście krótsze i dynamiczniejsze, krócej czeka się na swoją kolej, a sytuacja na stole jest w miarę stabilna. Taka stabilność do pewnego stopnia cieszy (bo można zaplanować ruchy), choć czasem dawała się we znaki, kiedy nikt nie chciał brać kostek z pożywieniem, przez co tkwiły w karmniku i ograniczały wybór. Poza tym jako, że starałam się unikać dobierania różowych kart, to nie odczułam specjalnie różnic względem rozgrywek trzyosobowych.

Ocena Wiktora: 6/10
Ocena Kasi: 5/10

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Ptasia tematyka jest naprawdę fajna! Szkoda tylko, że prawie wszystkie zwierzaki pochodzą z innego kontynentu, a nie ma wśród nich charakterystycznych dla naszego regionu Europy gatunków. Na klimat zabawy niewątpliwie wpływają ładne elementy i ilustracje. Karmnik dla ptaków jako wieża na kostki? Super pomysł! Mechanicznie jednak nie czułem przełożenia akcji na klimat. Ok, są jaja, jest pokarm, ale dużo w tym wszystkim umowności. Podobało mi się natomiast, że ptaki miały przypisane sobie środowisko życia, drapieżniki mogły polować (odkrywając kartę z talii i porównując jej rozmiar z tym podanym w opisie umiejętności), a niektóre gatunki gromadziły zapasy.

Kasia:

Byłam bardzo podekscytowana, kiedy zobaczyłam planszówkę z tak fajnym, nieszablonowym tematem. I to jeszcze wydaną w taki sposób, by wykorzystać wszystkie możliwości, jakie daje pójście w przyrodniczą estetykę. Super, że na kartach udało się zmieścić tak dużo informacji o gatunkach – nie tylko suchą nazwę, ale także rejon występowania oraz przynajmniej jednozdaniową ciekawostkę. Zaskoczeniem było dla mnie natomiast, że zamieszczono także łacińskie nazwy ptaków. Są one jednak napisane taką czcionką, że często nie byłam w stanie ich odczytać. W tym przypadku jest to więc trochę taka sztuka dla sztuki.

Najbardziej chyba jednak żałuję, że w grze zdecydowanie dominują gatunki ptaków amerykańskich. Niewiele jest takich, które można spotkać na naszym podwórku. Z tego względu walor edukacyjny, potencjalnie bardzo duży, trudno w pełni wykorzystać.

Co by jednak nie mówić, to jak na tytuł z pogranicza gier rodzinnych klimatycznie jest mimo wszystko całkiem przyzwoicie, za co odpowiada głównie wygląd. Nie bez znaczenia jest jednak też strona mechaniczna. Zdobywamy pożywienie, które pozwala nam na osiedlenie ptaków w konkretnych, przypisanych im środowiskach. Im bardziej dany ekosystem jest zapełniony, tym droższe jest umieszczenie w nim kolejnego gatunku. Jest to dość mocno uproszczone, choć mimo wszystko ma sens.

Ocena Wiktora: 3/10
Ocena Kasi: 6/10

Podsumowanie:

Wiktor:

<na melodię „Za młodzi, za starzy” Ryszarda Rynkowskiego> Za trudna dla mamy, za prosta dla mnie…  Wypijmy przy stole by tu na planszy ciekawiej grało się…

Nie przepadam za tytułami z półki „pomiędzy”. A takie jest Na skrzydłach. Mam wrażenie, jakby autorka nie mogła się zdecydować kto ma być odbiorcą jej gry: casualowy gracz rodzinny, czy może lubiący sucharki geek. Zostają jeszcze fani gier średniej ciężkości, ale tytuł nie ma tego czegoś, co porwałoby mnie prostotą rozwiązań i sprawiło, że będzie to fajna, luźna planszówka na rozruszanie albo zakończenie wieczoru. Na skrzydłach jest niewątpliwie ładne, ma dość proste zasady, ale już warstwa mechaniczno-rozgrywkowa nie porywa. Właściwie tytuł mogę polecić tylko średnio zaawansowanym graczom szukającym gry do posiedzenia przy stole. Liczący na żywiołową, rodzinną rozrywkę raczej nie znajdą tutaj jej zbyt wiele, lubiący ciężkie gry również mogą poczuć się rozczarowani.

Kasia:

Największym atutem Na skrzydłach jest niewątpliwie wygląd gry, dzięki czemu otwieraniu wypchanego dobrem pudła towarzyszy szeroki uśmiech. Nie blednie on także podczas przyswajania zasad, ponieważ te nie są przesadnie skomplikowane. Może się jednak okazać, że rozgrywka pozostawi na naszej twarzy wyraz rozczarowania. Mam nieodparte wrażenie, że autorka chciała upchnąć w pudełku jak największą różnorodność stanowiących motyw przewodni ptaków, nie bardzo przejmując się czy nie zaburzy to mechaniki. Efektem jest duża losowość tytułu, rzutująca na pozostałe elementy gry. Interakcji jest tu jak na lekarstwo, a na rozgrywki w większym niż trzyosobowe gronie zwyczajnie szkoda czasu. Na osłodę zostaje jednak całkiem sympatyczny temat, który udało się dość dobrze oddać.

Ocena:

Wiktor:

W praktyce w naszym towarzystwie Na skrzydłach w ogóle nie chwyciło – ani to gra do zabrania i pogrania z rodzicami, ani coś dla nas. Tytuł może jednak dać radę jako „przyciągacz”, bo wygląda świetnie, jest też stosunkowo prosty do wytłumaczenia. Jeśli to, co przeczytaliście wydaje się wam zachęcające, to sięgnijcie po Na skrzydłach – jakby nie patrzeć gra zebrała sporo dobrych opinii, nakład znikał ze sklepów i to jeden z gorętszych tytułów 2019. Mnie jednak nie kupił i chętniej sięgnę po wiele innych gier.

Kasia:

Siadając do Na skrzydłach miałam w zasadzie trzy oczekiwania: że gra będzie świetnie wydana, że ciekawie przedstawi przyrodniczy temat i jednocześnie będzie to tytuł, który zagwarantuje mi satysfakcjonującą zabawę. Niestety oczekiwania okazały się zbyt wygórowane. Owszem wykonanie jest faktycznie świetne. Temat podano całkiem nieźle, choć obcość gatunków sprawia, że nie czuję go tak do końca. Najbardziej zawiodła mnie jednak trzecia sprawa, a nie ukrywam, że to przyjemność i satysfakcja z zabawy są tym, co najbardziej przyciąga mnie do planszówek.

Plusy:

  • bogate wydanie
  • ładne grafiki
  • ciekawy temat
  • kilka sposobów punktowania
  • szybsza we dwoje

Minusy:

  • nie do końca wiemy do kogo skierowana
  • dość losowa
  • nuży w większym gronie
  • właściwie poprawna i nic ponadto

Grę przekazało nam wydawnictwo REBEL. Dziękujemy!

7 komentarzy

  • Rafau

    Odnośnie jednej z waszych uwag mała aktualizacja: ukazał sie dodatek Ptaki Europy. A jak wam się podoba wieża, to polecam Szoguna (taka ryzykopodobna strategia). Świetna recenzja jak zawsze 😉

  • Julian

    Gra wygląda na dość skomplikowaną, ale grafika ujmuje! Szukałem gierki, którą mógłbym kupić córce na urodziny – często gramy razem i szukałem teraz czegoś bardziej skomplikowanego. Myślę, że "Na skrzydłach" jej się spodoba!

    • Pawel

      Hm, ciekawa recenzja. Juz się nastawiałem na kupno tej gry 12 letniemu chrześniakowi, z którym pogra i tato i mama. A tu koncepcja trochę runęła.
      Jaką inna grę polecilibyście w tym przypadku?

      • Wiktor (Planszówki we dwoje)

        Żeby nie było – Na skrzydłach ma wielu fanów i bardzo dużo osób lubi i chwali ten tytuł. Nam jednak, jak widać, nie za bardzo przypadł do gustu.
        Co do gier, to zachęcam do rzucenia okiem na nasze poradniki świąteczne (https://planszowkiwedwoje.pl/tag/poradnik-prezentowy/), a tak z głowy mogę polecić Wsiąść do Pociągu czy Carcassonne – klasyki, świetne gry familijne, proste i przystępne, do tego dość neutralne tematycznie. Ewentualnie napisz czy już w coś grali, jeśli tak, to co lubią, jaki preferowany czas rozgrywki, to coś postaram się polecić.

        • Pawel

          Dzieki za błyskawiczną odpowiedź. Carcassone juz bylo i okazało się malo ciekawe. Przejrzę stronę, którą podałeś.
          Sądzę, że najlepsza byłaby jakas gra rodzinna z klimatem, a nie euro.

          • Wiktor (Planszówki we dwoje)

            To Na skrzydłach to jednak euro, o fajnym temacie, ale niezbyt wyczuwalnym. Może poczytaj o Szarlatanach z Pasikurowic? Prosta, ciekawa mechanicznie, bo inna od klasycznych gier euro…
            Z przystępnych gier z klimatem może jakieś kooperacje, np. Pandemia?

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.