recenzje planszówek,  wszystkie

Montana – recenzja

Montana wygląda jak kolejne klasyczne euro pełne meepli, drewnianych warzyw i krówek. Okazuje się jednak, że pozory mogą mylić, a zabawa jedynie w niewielkim stopniu przypomina znane nam suchary….

Wiek: 10+
Liczba graczy: 2-4
Czas gry: około 45 minut
Wydawca: Lacerta
Tematyka:Dziki Zachód
Główna mechanika: worker placement
Dla: początkujących i średnio zaawansowanych; fanów szybkich gier i ścigania się;
miłośników tematu Dzikiego Zachodu
Przypomina nam: bardzo odlegle (głównie wizualnie) Klany Kaledonii
BGG:
Montana
Instrukcja: Montana

Grę przekazało nam wydawnictwo Lacerta.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Nawet lubię ilustracje Klemensa Franza, jednak przy okładce Montany się nie popisał. Jest nijaka, a na ekranie wygląda lepiej niż na żywo. Na szczęście nie zawiódł on już wewnątrz pudełka, bo plansze są narysowane dość ładnie, szczególnie ta z akcjami. Drewienka w różnych kształtach to coś, co lubię w planszówkach, tutaj jednak wystąpiły pewne problemy z jakością – sporo meepli było dziurawych, źle sklejonych i ogólnie prezentujących się tragicznie. Na szczęście to chyba tylko problem pojedynczych egzemplarzy i Lacercie udało się wymienić te, które wyglądały najgorzej. Wciąż kilku brakuje jeszcze trochę do ideału, ale poprawa jest widoczna i lekkie braki nie rzucają się w oczy podczas grania.

Oprócz standardowych elementów w pudełku znajduje się też koło zatrudnienia, do którego trzeba przymocować wskazówkę – poszło to sprawnie i bez problemów. Muszę jednak zauważyć, że Montana to trochę przerost formy nad treścią, bo w gruncie rzeczy jest to szybkie i lekkie euro (o tym więcej w zasadach i rozgrywce), które wyglądem przypomina cięższe tytuły. Tak czy inaczej całość rozłożona na stole prezentuje się dobrze!

Kasia:

Już patrząc na okładkę widać, że w Montanie maczał palce Klemens Franz. I choć rysunek na froncie mocno trąci jego specyficznym stylem (nie jest jednak brzydki), to już obecne wewnątrz komponenty wyglądają bardzo ładnie. Szczególnie podoba mi się plansza z akcjami (choć początkowo nie ogarniałam czemu jest dwustronna) oraz planszetki graczy. Kafle tworzące pole gry również prezentują się niczego sobie, lecz czasem mogą sprawiać mały problem. Ustawiając na nich znaczniki krów łatwo jest zasłonić nadrukowane zasoby, przez co nieraz trzeba zapuszczać żurawia nad planszę by dokładnie wszystko widzieć.

Byłam pod wrażeniem ile w tym, nie tak dużym jednak, pudełku jest drewna. Dużo meepli, a do tego sporo różnokształtnych zasobów i krówki. Pech chciał, że w naszej kopii część okazała się być wybrakowana (jakby pogryziona przez korniki). Na szczęście wydawnictwo szybko podesłało nam zamienniki. Reszta komponentów jest za to wykonana bardzo dobrze i powinny dzielnie znieść dziesiątki rozgrywek.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Montana to wyścig, więc jej celem jest zbudowanie wszystkich swoich osad przed przeciwnikami. Gra nie ma wyraźnego podziału na rundy, więc po pierwszym ruchu kolejno wykonuje się jedną z trzech akcji:

  • zatrudnienie – pozwala zakręcić wskazówką na kole i dobrać robotników, na których się zatrzyma;
  • pracę – umożliwia pozyskanie zasobów (kamień, miedź, zboże, dynie) w zamian za wysłanie robotników i pieniądze; zdobycie dodatkowych funduszy za meeple albo zajęcie jednego pola w mieście, co uruchamia licytację na dynie (trwającą do momentu spasowania albo zajęcia przez graczy pól na innych torach), za którą można dostać zasoby albo ulepszyć kamień i miedź;
  • budowę – kluczowe zadanie w grze, dzięki któremu w zamian za przedstawione na planszy surowce można wybudować od jednej do trzech osad tak, by sąsiadowały z osadami już znajdującymi się na planszy.

Podczas budowy można zgarnąć bonusy: krowę, którą w swojej turze można wymienić na dowolny surowiec, manierkę pozwalającą po jej odrzuceniu wykonać kolejną turę oraz domki, dzięki którym na polu stawia się nie jedną, a dwie osady (druga gratis!). Kolejną osadę można postawić też po ułożeniu czterech naszych kafelków w jednej linii. Bonusy łączą się, więc niekiedy zakończenie linii i zajęcie domków sprawi, że na polu wylądują aż trzy osady!

Nie ma tutaj większej filozofii i zagwozdek związanych z regułami. Wszystko jest intuicyjne i przebiega sprawnie. Poziom skomplikowania zasad sprawia, że jest to dobry tytuł dla trochę grających już początkujących oraz średnio zaawansowanych planszówkowiczów

Kasia:

Reguły Montany są zgrabne i nie sprawiają w zasadzie żadnych problemów. Dodatkowo sprawę ułatwia fakt, że na każdej z indywidualnych planszetek nadrukowano możliwe do wykonania akcje. Nawet początkujący powinni spokojnie się w grze odnaleźć.

Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 8,5/10 

Rozgrywka:

Wiktor:

We wstępie wspomniałem, że Montana nie jest typowym eurosucharem. Wszystko za sprawą celu gry, który sprawia, że jest to pozycja wyścigowa, jakkolwiek dziwnie to brzmi. W pierwszej partii zrobiłem to, co zawsze w grach euro – powoli rozbudowywałem swoje zasoby, zbierałem potrzebnych ludzi i gromadziłem fundusze. Efekt? Przegrałem, bo koleżanka nie miała skrupułów i budowała osady, gdy tylko mogła. Przekłada się to na czas trwania jednej partii, bo informacja z pudełka jest bardzo trafna (około 45 minut). Trudno mi sobie wyobrazić sytuację, w której Montana trwałaby dłużej niż jakąś godzinę, nasze partie zazwyczaj zajmowały 30-40 minut. Tutaj też wkracza wspomniany przerost formy nad treścią – ułożenie meepli i zasobów, skompletowanie planszy z kafelków i rozdanie wszystkiego graczom zajmuje chwilę i burzy mi taki jakiś standardowy stosunek setupu do czasu partii.

Sama rozgrywka jest jednak emocjonująca i przez cały czas trzymała mnie w napięciu. Najlepsze pola akcji są dość szybko zajmowane, przez co trzeba ratować się tymi mniej korzystnymi albo czekać, aż przeciwnicy zajmą ostatnie miejsca i dany fragment planszy zresetuje się (meeple zostaną zdjęte). Tylko znów, jest to wyścig, a czekanie raczej nie pomoże w jego wygraniu… Ratuje tutaj czasami manierka, która pozwala wykonać dodatkową turę, co jest dość potężną zdolnością. Nie na tyle jednak, bym zaliczył ją jako wadę, tym bardziej, że przeciwnicy na ogół mają w tej kwestii coś do powiedzenia i mogą postarać się zebrać ją z planszy przed liderem.

Zarządzanie zasobami i przemielanie ludzików na surowce nie jest jakieś mega wymagające, jednak warto wszystko dobrze zaplanować, mając też w pamięci to, że przeciwnicy mogą w każdej chwili zająć nam pole akcji albo – co gorsza – miejsce na planszy, w którym chcieliśmy umieścić osadę. Losowość pojawia się tutaj w dwóch miejscach: podczas układania planszy oraz kręcenia wskazówką koła zatrudnienia. Ta może wskazać na konkretne kolory pionków albo robotników dowolnego typu. Wpływ szczęścia na wygraną jest raczej niewielki (tym bardziej, że w zamian za zboże można manipulować wskazówką koła i dostać dodatkowych ludzi), a losowość pozytywnie odbija się na regrywalności. Przed partią ustawia się też w dowolnym miejscu startową osadę, od której można rozpocząć budowanie.

Trudną do jednoznacznej oceny sprawą jest odczuwalna krótkość rozgrywki. Z jednej strony lubię, gdy tytuł nie naciska na mnie wymagając, bym robił coś na szybko. Z drugiej to po prostu taki typ gry, na co trochę ciężko narzekać. Mimo wszystko ta presja premiuje też odpowiednie zarządzanie posiadanymi zasobami, dzięki czemu nigdy nie miałem poczucia, że wynik partii jest przypadkowy (może też dlatego, że na ogół wygrywałem ;)). Równie dobrze bawiłem się we troje, jak i we czworo – im ciaśniej na planszy, tym fajniej!

Dodam jeszcze, że Montana ma ciekawą mechanikę zwracania dóbr, jeśli brakuje ich w zasobach ogólnych, przynajmniej ciekawą na papierze – w praktyce graliśmy tak, że nigdy nie zabrakło nam zasobów. Gdyby jednak tak się stało, każdy musiałby oddać drewienko/meepla danego typu, by aktywny gracz mógł pobrać należne mu znaczniki.

Kasia:

Patrząc na Montanę można by pomyśleć, że to kolejny eurosuchar, wyżymający zwoje mózgowe. I nawet mimo tego, że od początku wiedziałam, że tak nie jest, to pierwsza partia była dla mnie zaskoczeniem.

Przede wszystkim istotny jest tu czas rozgrywki. Jest na tyle krótki, że można Montanę traktować jako wyjście, kiedy mamy ochotę na coś szybszego od typowych gier euro, ale nie chcemy filera. Stawia ona przed graczami na tyle duże wyzwanie, że nie wydaje się być banalna, a jednocześnie można bez problemu rozegrać partyjkę nawet mając ograniczone zasoby wolnego czasu.

Cały urok Montany to jednak wyścigowy charakter rozgrywki. To odróżnia ją od wielu zbliżonych tytułów, nastawionych przede wszystkim na zdobywanie punktów. Tu trzeba się sporo nagłówkować nie tylko jak zdobyć zasoby, ale jak zrobić to jak najszybciej i najwydajniej. Dzięki temu wszyscy siedzą nad stołem dość mocno pochłonięci planowaniem. Gra jest więc na pewno angażująca, co dla mnie jest bardzo ważnym atutem.

Losowości w Montanie nie ma zbyt dużo. Pozornie bardzo przypadkowe zdobywanie robotników jest na tyle dobrze osadzone w pozostałych mechanikach gry, że w żaden sposób nie przeszkadza. Buforem, pozwalającym zniwelować działanie losu są chociażby jokery w postaci krów lub możliwość wysyłania dwóch różnych ludzików zamiast jednego w konkretnym kolorze. Inną sprawą jest lekka nieprzewidywalność działania przeciwników. Sprawia ona, że czasem trzeba na bieżąco zmieniać powzięte wcześniej plany i dostosowywać się do sytuacji. Wynika to głównie z interakcji polegającej na zajmowaniu pól na wspólnej planszy akcji.

Mam wrażenie, że we czworo gra kończy się zanim na dobre się rozpocznie. Aż trudno poczuć, że w ogóle się w coś grało. Z tego względu preferuję układy mniej liczne, choć muszę też przyznać, że dynamika rozgrywki sprawia, że nawet w pełnym składzie gra przebiega płynnie i nie ma specjalnie czasu na nudę.

Raczej trudno, żeby temat Dzikiego Zachodu komuś przeszkadzał w cieszeniu się grą. Dla mnie również jest on przyjemnym tłem. No właśnie – tłem! Montana wygląda ładnie, spójnie i tym samym wpisuje się w tematykę. Poza tym jednak mechanicznie gra mogłaby być o czymkolwiek. Sama rozgrywka jest też na tyle krótka, że ciężko konkretnie zanurzyć się klimacie.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7,5/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Montana we dwoje jest grą jeszcze szybszą. Nie do końca zgadzam się tutaj z Kasią, bo tryb dwuosobowy podobał mi się mniej, niż partie w większym gronie. Przede wszystkim na planszy akcji jest luźniej, znika obawa o to, że pola zostaną szybko zajęte. Nawet jeśli tak się stanie, to w kolejnej kolejce zapełnią się one wolniej niż przy czterech osobach, więc każdy będzie miał szansę na zgarnięcie zasobów w korzystnej cenie. Mniej emocji budzą też licytacje na torze miasta. Plansza terenu jest w tym wariancie mniejsza, jednak nie na tyle, by zaczęło brakować na niej atrakcyjnych miejsc. Wydaje mi się, że łatwiej jest pozbyć się swoich 12 osad (we czworo jest ich tylko 8, we troje 10), tym bardziej, gdy jest się w stanie dokładnie śledzić surowce posiadane przez przeciwnika.

Do Montany we dwoje siadałbym najchętniej po to, by zagrać ze 2-3 partie z rzędu, rozkładanie wszystkiego dla 20 minut zabawy wydaje mi się zbyt dużym wkładem własnym w rozegranie tylko jednej partyjki.

Kasia:

Bardzo podoba mi się tryb dwuosobowy Montany. Względem liczniejszych wariantów odrobinkę traci w nim znaczenie element licytacji, ale ogólnie uważam, że gra sumarycznie nieco zyskuje. Przede wszystkim wykładamy więcej swoich osad, więc choć czas jednej partii się nie zwiększa, to z perspektywy gracza można tu nieco więcej zrobić. We dwoje dostajemy więc planszówkę odrobinę bardziej strategiczną, nie wymagającą aż tak częstego korygowania planów, a równie satysfakcjonującą co i w większym gronie.

Ocena Wiktora: 6/10
Ocena Kasi: 8/10

Zielony musi przenieść meepla na inny tor albo przelicytować niebieskiego.

Ocena:

Wiktor:

Montana ma proste i intuicyjne zasady, nie trwa też długo, co czyni z niej ciekawą pozycję rodzinną, chociaż i doświadczeni planszówkowicze znajdą tutaj coś dla siebie. Partie są szybkie i emocjonujące, chociaż trochę zbyt krótkie we dwoje – ten wariant podobał mi się trochę mniej. O klimacie Dzikiego Zachodu nie ma co tutaj wspominać, buduje go głównie oprawa, mechanika nie sprawiała, że czułem się jak osadnik podbijający Amerykę Północną.

Sięgając po Montanę trzeba nastawić się na jedno – to nie spokojne euro o rozbudowie, a dynamiczny wyścig, w którym złe zrządzanie zasobami może kosztować wygraną. Jeśli szukacie lekkiego euro-fillera na niecałą godzinkę, to Montana powinna spisać się dobrze. Polecam!

Kasia:

Montana to planszówka dynamiczna, a jednocześnie stanowiąca przyjemne wyzwanie. Zdecydowanie wyróżnia się na tle zbliżonych tytułów mechaniką wymagającą szybkiego i zmyślnego działania. Jest w niej odrobina nienachalnej i dającej się opanować losowości, a interakcja sprowadza się głównie do wzajemnego blokowania pól. Gra najlepiej wypada we trójkę oraz w dwuosobowym gronie, choć w żadnym składzie się nie dłuży.

Montana zdobyła moje uznanie przede wszystkim dzięki poczuciu świeżości, jakie mi zapewniła. Znanym elementom dodała lekkiego twista, zamykając wszystko w formie szybkiej i angażującej planszówki. Na pewno będę z chęcią siadać do kolejnych partii

Plusy:

  • proste zasady
  • szybka i dynamiczna, ale…
  • … pozwala pokombinować z zasobami
  • bardzo dobrze działa we dwoje [K.]

Minusy:

  • słabsza we dwoje [W.]
  • wpadka z meeplami (załatwiona przez wydawcę!)
  • we czwórkę trochę za szybko się kończy [K.]

Grę przekazało nam wydawnictwo Lacerta. Dziękujemy!

http://www.lacerta.pl/

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.