recenzje planszówek,  wszystkie

Graffiti (FoxGames) – recenzja

https://planszowkiwedwoje.pl/2016/10/graffiti-foxgames-recenzja.html

Nie, nie bójcie się, gra nie wymaga od Was biegania z puszką spreju i mazania po murach. Zabawa toczy się pod dachem, a tytułowe graffiti powstaje dzięki ścieralnym tabliczkom i markerom. Fajne? Oceniamy!

Wiek: 10+

Liczba graczy: 3-5

Czas gry: około 30 minut

Wydawca: FoxGames

Tematyka: rysowanie, gra imprezowa

Główna mechanika: rysowanie, odgadywanie

Grę przekazało nam wydawnictwo FoxGames.

Partia z PowerMilkiem i hasło: choroba wściekłych krów. Nie wiem co robi dziobak na dolnym zdjęciu…

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Graffiti jest bardzo prostą grą, w której w ogóle trudno mówić o wyglądzie. Elementy są estetyczne, ale ze względu na charakter zabawy nie ma na nich wizualnych i graficznych fajerwerków. W pudełku znajduje się 90 kart z hasłami, 20 bez nich (by móc stworzyć własne), klepsydra, 4 markery oraz 5 ścieralnych tabliczek. Karty i tabliczki są grube, te drugie czyści się bez problemu. W grze zabrakło mi jednak notesiku do zapisywania punktacji.

Niestety, ale markery w naszym egzemplarzu nie działały i nie pomogła im nawet sugerowana w sieci kąpiel w occie. Na szczęście wydawca stanął na wysokości zadania i błyskawicznie dosłał cztery działające pisaki. FoxGames zapewniło nas także, że wysyłają je klientom zgłaszającym problem bezpośrednio im lub sklepom. Skąd w ogóle niedziałające mazaki w pudełku? Otóż gra została wydana już jakiś czas temu, przez co niektóre z nich zwyczajnie powysychały. Fajnie jednak, że odbiorcy nie są pozostawieni sami sobie i mogą liczyć na wsparcie wydawcy! Graffiti według jest solidne, ale wygląda bardzo prosto, zaliczyło też wpadkę, która jednak została szybko naprawiona. Gdybym oceniał swoje rysunki musiałbym przyznać maksymalną liczbę punktów, jednak za samą grę daję 4,5 ;).

Nowe markery, klepsydra, tabliczki i kilka przykładowych kart.

Kasia:

Graffiti to gra, w której to my rysujemy, więc nie dziwi raczej fakt, że wewnątrz pudełka znajdujemy dość proste „narzędzia” służące nam do tego celu. Wizualnie jest więc przejrzyście i dość zwyczajnie. Poza lekkim zawodem, jaki spotkał mnie ze strony markerów, zwróciłam też uwagę na niezbyt czytelne przedstawienie trudniejszych haseł na kartach. Są one napisane białą czcionką na żółtym tle i osobom o słabszym wzroku sprawiają problemy podczas rozgrywek. Delikatną niedogodnością może też być czarny pył, który trzeba zetrzeć ze stołu po rozgrywce, a który pochodzi ze ścieranych markerów.

Ocena Wiktora: 4,5/10

Ocena Kasi: 4/10

Nie, nie graliśmy z Hansem Memlingiem! Dzieło po prawej jest mojego autorstwa. Hasło: Sąd Ostateczny.

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

W Graffiti chodzi o… rysowanie! W każdej rundzie jedna z osób przy stole jest odgadującym (odchodzi na chwilę lub po prostu zamyka oczy), a pozostałe zajmują się przedstawianiem wybranego z karty hasła. Czas przeznaczony na wykonanie rysunku odmierza klepsydra. Gdy przesypią się ziarenka lub wszyscy zadeklarują zakończenie rysowania, należy pomieszać tabliczki i pokazać je zgadującemu. Ten ma teraz 3 zadania: odgadnięcie hasła w trzech próbach; wskazanie rysunku, który najbardziej kojarzy się z hasłem lub który najbardziej jej/mu pomógł; przypisanie tabliczek do autorów. Zgadujący otrzymuje 2 lub 1 punkt za wskazanie hasła, autor najlepszego rysunku nagradzany jest 2 punktami. Następnie za każdą właściwie dopasowaną tabliczkę odgadujący otrzymuje 1 punkt, a w przypadku pomyłki gracze, którym przypisano niewłaściwe rysunki zgarniają po punkcie. Tyle!

Mam już trochę dość zaczynania tej rubryki od słów „gra ma proste zasady”, które mogą wynikać z mojego sporego ogrania. W tym przypadku jednak naprawdę tak jest! Do rysowania siadaliśmy z różnymi grupami i nawet osoby grające jedynie sporadycznie nie miały problemów z opanowaniem reguł zabawy. Bardzo pomaga fakt, że punktacja jest tutaj sprawą drugorzędną i wystarczy, by śledziła ją jedna osoba.

Ocena Wiktora: 8/10

Ocena Kasi: 8/10 

Gdzie dwóch się bije…

Rozgrywka:

Wiktor:

Hasła w Graffiti obejmują różne zakresy – od powiedzeń do rzeczowników. Trafia się więc np. lustro wody, ale też igła w stogu siana. Dzięki temu odpowiedzi nie są oczywiste, a zgadnięcie hasła wymaga czasami chwili zastanowienia i porównania elementów występujących na wszystkich rysunkach. W pudełku znajduje się sporo kart, a na każdym przedstawiono po 4 hasła – dwa określone jako łatwe i dwa trudne. Pozwala to na zabawę przez dłuższy czas, szczególnie jeśli będziemy żonglować poziomem trudności. Grając jednak często z czasem można zacząć poznawać odpowiedzi już po pierwszym spojrzeniu na rysunki. Ułatwia to trochę sprawę odgadującemu, jednak nie psuje samej gry – wciąż przydziela się jeszcze przecież punkty za najlepsze wykonanie oraz dopasowanie tabliczek.

Na ogół siadamy do Graffiti na dwa „obiegi”, czyli do momentu, gdy każdy z graczy dwa razy miał okazję odgadywać hasła. Zabawa zajmuje wówczas niewiele czasu i pozwala rozgrzać się przed innymi planszówkami. Nie ma co ukrywać, że jest to tytuł raczej dla mniej zaawansowanych graczy. To pewnego rodzaju wariacja na temat kalamburów, która jednak dobrze sprawdza się „w praniu”.

W grach imprezowych przede wszystkim liczy się rozrywka, która dla mnie często wiąże się z możliwością porechotania przy stole. Graffiti staje gdzieś pomiędzy – zabawa na ogół nie budzi salw śmiechu, jednak niektóre rysunki potrafią rozbawić. Szczególnie, gdy jedna z wizji artystów mocno rozmija się z rzeczywistością. Zabawa wypada najlepiej w składzie 4-5 osób, ale i we troje może być ciekawie.

Doświadczeni gracze, z którymi siadaliśmy do stołu byli umiarkowanie zadowoleni – zabawa była przyjemna, ale nie porywała na tyle, by spędzać przy niej cały wieczór. Jednak już po pierwszym kontakcie z grą jeden z kolegów postanowił zamówić swój egzemplarz, by móc wyciągać go podczas spotkań ze znajomymi i nieogranymi członkami rodziny. W takich warunkach Graffiti powinno dobrze spełnić swoje zadanie.

Jak dla mnie gra zasługuje na  notę 6,5 – nie kupiłbym jej tylko do grania z geekami, ale bardzo fajnie sprawdziła się podczas partii z rodzicami i ich znajomymi, a i nie nudziła w doświadczonym gronie. Jeśli więc szukacie czegoś, co zachęci też nieznające tematu osoby, to dodajcie do tej oceny 1-2 oczka.

Magda G. i Gordon R., czyli program kulinarny 🙂

Kasia:

Kiedy ja ostatnio coś rysowałam? Nie robię tego na co dzień, więc te malowane kalambury przyjęłam dość entuzjastycznie. To fajna odmiana od turlania kostek czy rozplanowywania dalekosiężnych strategii. W Graffiti trzeba myśleć szybko i tak też przelewać swoje wyobrażenia na te niewielkie tabliczki. Nieraz warto poszukać kreatywnych skojarzeń, czasem lepsze okażą się czytelne dla każdego symbole, a od czasu do czasu po prostu wierne oddanie rzeczywistości. Gra nie zapewni nam raczej całego wieczoru emocji, ale pozwala miło spędzić klika chwil na odświeżającym rysowaniu i odgadywaniu. Jej przystępność sprawia też, że sprawdzi się niemal w każdym gronie, w tym także łącząc nowicjuszy z zaawansowanymi graczami.

W Graffiti dobrze gra się już we trójkę, choć w większym składzie jest zwykle weselej, bo po rozdzieleniu punktów częściej pojawiają się zabawne komentarze odnoszące się do rysunków rywali. Poza tym odgadywanie często jest łatwiejsze, dzięki możliwości porównania większej liczby obrazków.

Ocena Wiktora: 6,5/10

Ocena Kasi: 7/10

Ocena:

Wiktor:

Graffiti jest grą skierowaną raczej do początkujących. Dobrze sprawdza się podczas zabawy z osobami z pokolenia naszych rodziców, spróbowałbym tego tytułu również z dziećmi. Gra nie zanudzi jednak i doświadczonych  planszówkowiczów – fajnie wypada jako lekki przerywnik lub wstęp do cięższych tytułów. Jeśli gustujecie w tego typu imprezowo-familijnych planszówkach, to warto spróbować.

Kasia:

W Graffiti podoba mi się przede wszystkim to, że pozwala poćwiczyć rzadko wykorzystywaną umiejętność, jaką jest rysowanie. Dodatkowo odgadywanie haseł czy samo obmyślanie sposobów na ich najlepsze oddanie jest po prostu fajną zabawą, w którą bez trudu można wciągnąć także planszówkowych „mugoli”.

  • Dla kogo?

Dla: rodzin, początkujących i średnio zaawansowanych; fanów kalamburów; miłośników imprezówek; rysowników 😉

Fred Flintstone? Nie, to zwykły „jaskiniowiec” 🙂

Plusy:

  • dobra na rozgrzewkę lub jako przerywnik
  • przyjemna
  • świetna dla niegrających
  • sporo haseł + czyste karty
  • bardzo proste zasady

Minusy:

  • słabo czytelne hasła na żółtym tle [K.]
  • niedziałające oryginalne markery (wymienione jednak przez wydawcę)
  • brak notesiku do zapisywania punktacji

Grę do recenzji przekazało nam wydawnictwo FoxGames. Dziękujemy!

http://www.foxgames.pl/

2 komentarze

  • Radko

    Ciekawe, bo prawie jak kalambury. Ale tak powstają projekty, jakieś bazgroły i od myśli do myśli natrafia się na coś orginalnego – "No bo jak ma taką buzie to musi mieć fajkę…"

  • pożeramstrony

    Gdy dostałam tą grę od razu pomyślałam o tym, że brakuje notesiku do punktacji. Niby mała rzecz, a robi różnicę.

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.