recenzje planszówek,  wszystkie

Orleans – recenzja

Orlean to kolejna gra, którą za pośrednictwem portalu Wspieram.to postanowił wydać Baldar. Planszówka przenosi graczy do średniowiecznej Francji, gdzie losując z woreczków robotników i przydzielając ich do akcji będą oni rywalizować o punkty zwycięstwa!

Wiek: 12+
Liczba graczy: 2-4 (5 z dodatkiem)
Czas gry: około 90 minut
Wydawca: TMG / (Baldar)
Tematyka: średniowieczna Francja
Główna mechanika: tworzenie puli żetonów, przydzielanie ich do akcji
Dla: średnio zaawansowanych i doświadczonych; eurograczy; miłośników zbierania towarów i punktów zwycięstwa; szukających dużej eurogry z prostymi zasadami; fanów średniowiecza
BGG: Orléans

Grę przekazało nam wydawnictwo Baldar.

Recenzję dodatku Handel i Intryga znajdziecie tutaj.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Na pierwszy plan w Orleanie wysuwa się okładka, która jest… specyficzna. Postacie przypominają dawne ryciny i szczerze mówiąc niezbyt zachęcają do zagłębienia się w temat. Z drugiej strony nie jest to coś niespotykanego w grach euro, więc pora zajrzeć do pudełka.

Na zdjęciach zobaczycie Orleans w wydaniu amerykańskim (TMG), polska wersja będzie jednak oparta na europejskiej wersji dlp Games, którą również mieliśmy okazję poznać. Różnią się one chyba jedynie woreczkami i drewienkami domków. Ale po kolei!

Orlean składa się z dużej planszy głównej podzielonej na dwie części, mniejszej reprezentującej różne osiągnięcia i planszetek graczy. Do tego dochodzą żetony, między innymi budynków i postaci oraz trochę drewna – znaczniki, pionki i gildie (domki). Wizualnie gra utrzymana jest w przygaszonej kolorystyce i średniowiecznej stylistyce, kojarzącej się trochę z okładką. Elementy na stole wyglądają jednak o wiele bardziej zachęcająco niż grafika z pudełka.

Woreczki w edycji od TMG były wykonane ze sztucznego materiału i odpowiadały kolorom graczy. Wersja od dlp Games zawiera (chyba) bawełniane torebeczki ozdobione różnymi wzorkami. Trudno ocenić, które są lepsze. Sztuczne były bardziej lejące się, przez co łatwiej wyciągało się z nich żetony, drugie wyglądały chyba jednak lepiej i naturalniej. Domki, o których wspominałem, różniły się jedynie kształtem – te od dlp miały wyraźniej zarysowane dachy. Ot, szczegół.

Jakość wykonania gry, jak to często bywa (i dobrze!) nie budziła moich zastrzeżeń :).

Kasia:

Grafika okładkowa jest trochę dziwna, wzorowana jakby na średniowiecznych witrażach, nie jest zbyt zachęcająca. Elementy, które dostajemy w pudle są już jednak dużo ciekawsze. Miła dla oka kolorystyka i dużo szczegółów na rysunkach plansz i kaflach oraz matowe wykończenie komponentów – to cechy rozpoznawcze Orleanu.

Nietypowym elementem tej planszówki są woreczki, które w naszej wersji były bardzo przyjemne w dotyku, jakby pluszowe i w intensywnych, ładnych kolorach. Ważną rolę w grze pełnią porządne, grube żetony, które dzięki temu łatwo wyjmuje się z woreczków i dość dobrze odznaczają się leżąc na planszy. Z drugiej jednak strony podobieństwo wzorów na żetonach i odpowiadających im miejscach na planszy sprawia, że niektórym zdarzało się je przeoczyć. [Na Wspieram.to można dokupić pakiet drewnianych meepli zastępujący występujące w grze żetony postaci – W.]

Przygotujcie się na to, że Orlean potrzebuje sporej przestrzeni na stole, zwłaszcza jeśli lubicie grać w większym gronie. Spore plansze główne oraz stosunkowo duże planszetki graczy trzeba przecież gdzieś pomieścić.

Jest jedna rzecz, której brakowało mi w Orleanie najbardziej – to notesik do końcowego podliczania. Bardzo ułatwił by on zliczanie poszczególnych punktacji. [O tak, zapomniałem o tym w mojej części, a notesik by się przydał! – W.]

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7,5/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Orlean opiera się na budowaniu puli własnych żetonów postaci, które po zakupie trafiają do woreczka gracza. W swojej turze wszyscy jednocześnie losują odpowiednią liczbę żetonów z worka, umieszczają je na planszetkach wybierając pożądane akcje i kolejno zaczynają je wykonywać.

By zdobyć jak najwięcej punktów zwycięstwa trzeba nie tylko nabywać kolejnych ludzi (otrzymując przy tym różne korzyści, jak np. towary od farmerów lub budynki od kupców), ale też gromadzić dobra i przemieszczać się po planszy. Punkty na koniec otrzymuje się za posiadane żetony towarów oraz prestiż będący wynikiem: pozycji na dolnym torze głównej planszy, liczby zdobytych żetonów mieszkańców (te w kształcie ludzi) oraz postawionych na planszy gildii. Brzmi to może strasznie skomplikowanie, ale w rzeczywistości jest bardzo proste.

Przystępny jest nie tylko sposób punktowania, ale też same zasady Orleanu, które można porównać do tych znanych z różnych gier z mechaniką worker placementu. By w pełni czerpać radość z rozgrywki wystarczy poznać dostępne na planszach, planszetkach graczy i żetonach budynków akcje. Tłumaczenie tego nie jest zbytnio czasochłonne, a przedstawiona ikonografia pomaga szybko zorientować się w ich działaniu.

Anglojęzyczna instrukcja była na tyle dobrze sporządzona, że po jej lekturze bez większych problemów usiedliśmy do gry. Później wracaliśmy do niej jedynie by sprawdzić początkową liczbę poszczególnych elementów oraz przypomnieć sobie działanie „tortur”, czyli mechaniki każącej gracza niemogącego odrzucić wymaganej w danym momencie liczby pieniędzy.

Kasia:

Zasady Orleanu są proste i intuicyjne – mimo mnogości elementów gra nie przytłacza, łatwo można ją wytłumaczyć nowym graczom. Nie ma typowych kart pomocy, bo te byłyby właściwie zbędne. Są jedynie niewielkie kafelki ze skrótem zasad (wystarczy by jeden gracz kontrolował przebieg rozgrywki) i symbolami punktowania (te znajdują się także na planszy, więc wszyscy mają do nich dostęp).

Ode mnie duży plus za tę prostotę, która sprawia, że gra jest niezwykle przystępna i pozwala cieszyć się rozgrywką już w pierwszej partii.

Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 8/10 

Rozgrywka:

Wiktor:

Orlean jest grą, do której z początku podchodziłem z pewnym dystansem. Wiecie, okładka jej nie pomogła… Jednak już lektura zasad sprawiła, że skróciłem dystans i spojrzałem na nią przychylniejszym okiem. Element losowości w postaci doboru żetonów z woreczka wydawał mi się miłą niespodzianką w grze euro, miał poprawiać regrywalność i był czymś, co powinno zniwelować możliwość opracowania strategii wygrywającej. Jak wyszło?

W Orleanie punkty zdobywa się na trzy sposoby: za towary, za pieniądze i za postęp na torze prestiżu. Podejrzewałem, że przez to rozgrywka  będzie nico smętna – tym bardziej, że byłem świeżo po ogrywaniu Pól Arle, w których punktowało niemal wszystko. Okazuje się, że zastosowanie prostego wzoru na prestiż (wybudowane gildie + żetony mieszkańców x pozycja na torze) sprawiło, iż Orlean nabrał głębi. Wszystko dzięki kilku drogom do osiągnięcia największej liczby punktów. Można budować gildie (maksymalnie 10) i zbierać mieszkańców (kilkunastu w grze) olewając trochę tor prestiżu, na którym najwyższy mnożnik to x6, i wciąż wyjść dobrze na koniec partii. Można zrobić odwrotnie i dążyć do tego, by przodować właśnie na tym torze. Jest też opcja pójścia w same towary i/lub kasę, dzięki którym można zgarnąć dziesiątki punktów… Poznanie wszystkich opcji zajmuje 1-2 gry, ale już przy pierwszej partii ogarnięci gracze mogą powalczyć o zwycięstwo!

Losowość w Orleanie wynika z obecności woreczków oraz – częściowo – z kafelków czasu odmierzających koniec gry (18 rund) i wprowadzających różne wydarzenia (głównie te złe). Potrafi ona budzić emocje, szczególnie gdy w ostatniej rundzie nie dociągniemy potrzebnego człowieka, ale też nie ustawia wyniku – to od graczy zależy jakich robotników będą kupować i którzy zdominują woreczek. Element losowości nie przeszkadzał nawet tym ze znajomych, którzy podchodzą do niej z dużo mniejszą sympatią niż ja.

Mimo kilku ładnych godzin spędzonych przy Orleanie nie udało mi się opracować zwycięskiej, niezawodnej strategii. Odkryłem też, że pójście tylko jedną ścieżką nie jest zawsze dobrym rozwiązaniem – po jednej z wygranych Kasi, która mocno zapunktowała na towarach w kolejnej partii postanowiłem powtórzyć jej sukces i… nie do końca się to udało. A to dobry znak! 🙂

Nakręcające wszystko woreczki okazały się strzałem w dziesiątkę. Urozmaicają grę, dodają jej emocji i trochę losowości, nie niwelując przy tym znaczenia strategii. Ich wadą jest to, że czasami możemy pominąć jakiś żeton przy losowaniu z worka, szczególnie gdy ten wpadnie w jego róg. Problem rozwiązuje jednak odrobina uwagi przy mieszaniu.

Orlean nieźle się skaluje! Dzięki przydzielaniu żetonów do akcji w czasie rzeczywistym (zasadę tę można w razie potrzeby zawiesić i robić to po kolei!) oszczędzamy sporo czasu i niwelujemy oczekiwanie na własną turę spowodowane czyimś paraliżem decyzyjnym. W większym gronie zdecydowanie ciaśniej jest też na mapie, na której walczy się o towary i buduje gildie oraz na planszy osiągnięć pozwalającej delegować pracowników do wyższych celów (krucjaty, budowa kanalizacji, walka z zarazą itp.) by zdobywać niewielkie korzyści oraz żetony mieszkańców. To także sposób na pozbywanie się z woreczka niechcianych postaci i zwiększanie tym samym prawdopodobieństwa dobrania tych potrzebnych.

Mimo dystansu, z którym podchodziłem do Orleanu, gra dość szybko przekonała mnie do siebie. Ciekawa mechanika, nieoczywiste strategie i całkiem sporo możliwości decyzyjnych sprawiają, że propozycja Baldara to całkiem przyjemna i angażująca gra euro!

Kasia:

Wyjątkową sprawą w Orleanie jest przede wszystkim system budowania puli żetonów, stanowiących naszych pracowników, których liczebność określa szanse na wykonanie określonych działań. Dostępnych akcji jest tu sporo (choć nie bardzo dużo), lecz nasze możliwości w ich wykonywaniu są właśnie ograniczane przez losowy dobór żetonów. Stanowi to pewne ułatwienie dla niezdecydowanych oraz sprawia, że rozgrywka staje się płynniejsza. Właśnie ta cecha jest jedną z największych zalet Orleanu – w odróżnieniu od wielu podobnych tytułów tutaj część akcji gracze wykonują jednocześnie, co bardzo ogranicza czas spędzony bezczynnie przy stole.

Pomimo, że każdą grę przygotowujemy niemal w ten sam sposób (nie ma np. zmienności dostępnych kafelków dodatkowych lokacji), to regrywalność jest duża. Wynika to z wielu możliwych ścieżek do zwycięstwa – można np. dążyć do szybkiej automatyzacji akcji i dzięki temu lepiej radzić sobie mając niewielu pracowników, można inwestować w mnichów, którzy będą pracownikami uniwersalnymi, a to tylko dwa przykłady z brzegu. Każda partia jest ciekawa, ponieważ żadne dwie nie są takie same. Swój udział mają w tym także pojawiające się na początku każdej rundy wydarzenia.

Ogólnie rzecz biorąc losowość w grze jest na przyzwoitym poziomie, a to, że nasi robotnicy są dobierani „w ciemno” może stanowić problem jedynie dla graczy o bardzo restrykcyjnym podejściu do tego typu kwestii. Jak dla mnie najmniej sprawiedliwym momentem gry jest losowanie i odrzucanie żetonów z woreczka w wyniku jednego z wydarzeń (od szczęścia zależy czy nie stracimy nikogo czy będziemy musieli pożegnać się z ważnym pracownikiem).

Istotną kwestią jest w Orleanie także dobre łączenie rozgrywki strategicznej z wymagającą podejmowania wielu taktycznych decyzji, dzięki czemu każda partia jest angażująca i stanowi ciekawe wyzwanie dla graczy.

Ocena Wiktora: 7,5/10
Ocena Kasi: 8/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Pierwsza partia dwuosobowa strasznie mnie wynudziła. Graliśmy dość późno, w dodatku przy smętnej muzyce, co nie poprawiało koncentracji. Dlatego też do grania we dwójkę wróciliśmy dopiero po kilku partiach w większym gronie. Nie dawałem Orelanowi zbyt dużego kredytu zaufania, jednak okazało się, że poznanie gry mocno poprawiło jej odbiór podczas zabawy z tylko jednym przeciwnikiem.

Orlean we dwoje – poza liczbą żetonów i ułożeniem początkowym surowców – nie różni się znacznie od gier w większym gronie. Dużo luźniej jest na mapie, po której poruszają się nasze pionki. Grając tylko z Kasią na ogół wybieraliśmy inny kierunek i dzięki temu przez całą partię prawie w ogóle się nie spotykaliśmy. Umożliwiało to łatwiejsze budowanie gildii, ale też odbierało tę lekką negatywną interakcję polegającą na blokowaniu miast i zgarnianiu wartościowych towarów. Grając we dwoje można było odpuścić tę część planszy nawet na kilkanaście tur, a później nadrabiać straty. W większym gronie byłoby to nie do pomyślenia. Podczas partii dwuosobowych mniej żetonów trafia też na planszę osiągnięć utrudniając zdobywanie z niej mieszkańców.

Werdykt? Dzięki większej interakcji Orlean bardziej podobał mi się w większym gronie, jednak jeśli nie zależy Wam na przepychankach, a na spokojnym rozwoju, to wariant dwuosobowy nie powinien Was rozczarować. Jest dobrze!

Kasia:

Rozgrywka dwuosobowa jest, poza kilkoma wyjątkami, niemal identyczna z tą wieloosobową, biegnie gładko i płynnie. Trwa trochę krócej niż w większym gronie, a na stole ciut mniej się dzieje (jest np. mniejsza konkurencja o zasoby na planszy podróży), ale to właściwie jedyne różnice. Moją ulubioną konfiguracją pozostanie pewnie ta trzy- lub czteroosobowa, jednak gra we dwoje pomimo, że mniej jest w niej interakcji między graczami, jest również przyjemna i satysfakcjonująca.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7,5/10  

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Nie pałam jakąś szczególną miłością do Orleanu i jego okolic. Ba, nawet tam jeszcze nie byłem! Dlatego też tematyka gry nie jest czymś, co przyciągnęłoby mnie do niej (ale też naturalnie wieki średnie mnie nie odrzucają). Tym bardziej, że w samej zabawie raczej nie czuć rycersko-francuskiego klimatu. Cała otoczka pozwoliła jednak na nadanie grze dość oryginalnego stylu, który (może trochę nieudolnie) prezentuje Wam już nawet sama okładka. Mimo że stonowane kolory i średniowieczne profesje nie cofną nas w czasie, to jednak nadają grze trochę charakteru.

Wniosek? Osadzona we francuskim Orleanie planszówka nie zachwyci Was opowiadaną historią, jednak zdecydowanie broni się mechaniką, co w przypadku gier euro jest chyba dużo ważniejsze od klimatu ;).

Kasia:

W Orleanie temat nie jest sprawą dominującą. Już na pierwszy rzut oka widać, że mamy do czynienia ze wiekami średnimi, jednak trudno tu mówić o wyczuwalnym klimacie. Powiedziałabym, że mamy do czynienia raczej z pewną delikatną aurą, która dodaje smaku rozgrywce. A samo średniowiecze jest tematem bezpiecznym i łatwo przyswajalnym. Jest ono oddane w mechanice raczej w sposób symboliczny, choć i to nie przeszkadza cieszyć się grą.

Ocena Wiktora: 5/10
Ocena Kasi: 5/10 

Podsumowanie:

Wiktor:

Orlean mimo dziwnej okładki wewnątrz pudełka prezentuje się dobrze, jest spójny graficznie i wygląda całkiem sympatycznie. Miłośnicy odpicowanych wydań gier mogą na Wspieram.to dokupić pakiet zamieniający żetony na drewniane pionki – nie jest to konieczne, ale wiem, że znajdą się tacy planszówkowicze, dla których nie będzie innej opcji niż pełen wypas ;). Oprócz ładniejszej okładki w Orleanie brakuje mi też trochę notesika do liczenia punktów, który przydałby się w pudełku.

Mechanicznie gra autorstwa Reinera Stockhausena łączy w sobie prostotę zasad i stosunkową lekkość rozgrywki wraz z miejscem na różne strategie i drogi do zwycięstwa. Orlean dobrze się skaluje i zawiera odrobinę losowości, która nie powinna jednak zniechęcić bardziej zaawansowanych eurograczy. Mimo osadzenia zabawy w średniowieczu w grze nie czuć raczej orleańskiego klimatu, ta skupia się raczej na mechanice niż fabule.

Kasia:

Niezbyt ciężkie, płynnie działające euro z fajną dawką losowości oraz ciekawą mechaniką dociągania robotników z woreczka, podane w przyjemnej oprawie graficznej  – tak mogłabym pokrótce określić Orlean. Oczywiście nie wypada pominąć też łatwych do przyswojenia reguł i dobrej skalowalności. Gdybym na okładce zobaczyła nieco ładniejszą grafikę, a w pudełku odpowiedni notesik, to moje zadowolenie byłoby absolutne.

Ocena:

Wiktor:

Orlean skutecznie zwalczył moją niechęć wywołaną pierwszą smętną grą we dwoje i nieładną okładką. Z każdą kolejną partią grało mi się lepiej i ciekawiej, a testowanie różnych strategii było całkiem satysfakcjonujące. Z przyjemnością wprowadzałem też do Orleanu nowych graczy i wszystkim im gra przypadła do gustu.

Nie będę namawiał Was na dodatki upiększające grę, ale podstawką i ewentualnym rozszerzeniem dla piątego gracza powinniście się zainteresować. Orlean to fajna pozycja, więc zachęcam do jej przetestowania, jeśli tylko macie wystarczająco duży na kilka plansz i planszetek stół.

Kasia:

Orlean bardzo przypadł mi do gustu, nie tylko dlatego, że umożliwia przyjemne kombinowanie i szukanie własnych sposobów na zwycięstwo, ale też pozwala się świetnie bawić zarówno we dwie jak i trzy czy więcej osób. Z pewnością zarezerwuję dla niego miejsce na naszej półce.

Plusy:

  • przystępne zasady
  • płynna rozgrywka
  • estetyczne wykonanie
  • udana implementacja woreczków
  • dobre skalowanie
  • kilka ścieżek do zwycięstwa

Minusy:

  • osobliwa okładka
  • brak notesu do liczenia punktów
  • raczej umowny klimat

Grę przekazało nam wydawnictwo Baldar. Dziękujemy!

Polskie wydanie Orleanu do 26 września 2016  można było wesprzeć na portalu Wspieram.to.

http://wydawnictwo.baldar.pl/

2 komentarze

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.