recenzje planszówek,  wszystkie

La Cosa Nostra – recenzja

https://planszowkiwedwoje.pl/2016/04/la-cosa-nostra-recenzja.html

Nie będę owijał w bawełnę – bardzo polubiliśmy La Cosa Nostrę! Zaczynam od tego, bo w końcu objęliśmy ją naszym patronatem, a nie zrobilibyśmy tego w przypadku średniej i niewywołującej w nas emocji gry. Bez obaw, nie będzie to sponsorowane pianie peanów na temat Cosa Nostry – ograliśmy ją i oceniliśmy jak każdą inną pozycję. W tekście, jak zawsze, znajdziecie nasze opinie, ale i opis rozwiązań zastosowanych w grze. Przeczytajcie i oceńcie sami, czy La Cosa Nostra powinna znaleźć się na Waszych półkach, capisce?

Wiek: 16+

Liczba graczy: 3-5

Czas gry: ok. 90 minut

Wydawca: Hard Boiled Games / (Baldar)

Tematyka: mafia, zabójstwa, handel narkotykami, prostytucja

Mechanika: negocjacje, blefowanie, zarządzanie ręką

Grę przekazało nam wydawnictwo Baldar.

Na Planszówkach we dwoje znajdziecie też wywiad z autorem gry – Johannesem Sichem.

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

La Cosa Nostra niemal każdemu od razu kojarzy się z serią Grand Theft Auto. Okładka i styl grafik nawiązują do hitu Rockstara i dobrze, bo to przyciąga zainteresowanie. Początkowo sceptycznie nastawieni znajomi z chęcią siadali do gry spodziewając się prawdziwie gangsterskich klimatów. Grafiki „robią robotę” pasując do tematu Cosa Nostry, a sam projekt kart jest przejrzysty i czytelny. Występujące w grze ikony na ogół poparte są tekstem, dodatkowo jest ich na tyle mało, że zapamiętanie nawet po jednym tłumaczeniu nie stanowi problemu.

W grze o mafii nie może zabraknąć pieniędzy, wokół których kręci się cały ten biznes. No i w La Cosa Nostrze nie brakuje banknotów, dodatkowo porządnych i „poważnych”. Nie ma na nich karykatur, kolorowych rysunków, czy innego dziadostwa ;). Banknoty wydrukowano na dość grubym papierze, dzięki czemu nie powinny się za szybko zniszczyć (ponadto nie trzyma się ich ciągle w ręku).

Kasia:

Powiem wprost, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Oprawą graficzną La Cosa Nostra mnie nie uwiodła, wręcz przeciwnie, początkowo jej wygląd stanowił barierę, wywołując we mnie lekkie zniechęcenie. Grafiki w grze są osobliwe i nie każdemu się spodobają. Istotne jest jednak to, że w trakcie rozgrywki zaczynamy rozumieć koncepcję autora, a niesympatyczne i niezbyt urodziwe facjaty wyglądające na nas z kart nabierają sensu i charakteru. Bo to są naprawdę paskudne typy, więc tak właśnie wyglądają ;). Jeśli mogłabym coś zmienić w odniesieniu do wyglądu to najchętniej rewersy kart – mam wrażenie, że nie pasują do gry i są trochę bez wyrazu.

La Cosa Nostra to głównie karty, a te wykonane są porządnie, z resztą tak samo jak bardzo grube żetony i spore kostki. Niczego sobie jest również ta cała mamona – papier jest przyzwoity, sądzę, że nawet jak pieniądze lekko się zużyją (choć nie widać, by działo się to zbyt szybko), to nabiorą jedynie realizmu. Na plus natomiast zasługują dwa fakty – że jest ich dużo i że nie zdecydowano się na żadne inne rozwiązania typu tory bogactwa czy żetono-monety. Pliki banknotów to jedyne słuszne rozwiązanie w tego typu grze.

Co do mankamentów wykonania to mam wątpliwości jeśli chodzi o trwałość planszetek, ponieważ w wersji niemieckojęzycznej są one zrobione z dość cienkiego kartonu. Być może dzięki wsparciu na portalu crowdfundingowym uda się zebrać na coś odrobinę trwalszego.

Ocena Wiktora: 7,5/10

Ocena Kasi: 7/10

Karty z polskimi wkładkami

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Zdecydowaną zaletą La Cosa Nostry są proste zasady. Nie wierzycie? Rzućcie okiem na zdjęcia – graliśmy w jej angielsko-niemiecką wersję, a polskie wkładki trafiły do nas tylko przelotem. Mimo że oprócz mnie nikt nie znał języka naszych zachodnich sąsiadów, to bez problemu poradziliśmy sobie z pierwszymi partiami, a później poszło już z górki.

Cała gra składa się z czterech rund (zajmujących w okolicach pudełkowych 90 minut, zależnie od gadatliwości grających), a w każdej z nich dostępne są coraz silniejsze karty. Pod koniec każdej wszyscy mają też szansę na zakup kolejnej postaci. Celem jest zdobycie jak największej ilości gotówki, której jednak nie otrzymuje się wyłącznie z akcji i biznesów, ale też np. za zabitych wrogich gangsterów. Osią La Cosa Nostry są fazy planowania oraz akcji, w których w tajemnicy przed innymi przydziela się zadania gangsterom (planowanie) oraz odkrywa je i realizuje (akcje). Podczas fazy akcji kolejność odpalania i wykonywania efektów zaplanowanych kart jest dowolna i zależy jedynie od decyzji gracza.

W La Cosa Nostrze cały czas można negocjować i handlować z innymi, przez co sucho brzmiąca faza planowania jest niekiedy kluczowa – karty zadań (robót zlecanych gangsterom – czarne z napisem Auftrag ;)) mają na ogół podane wymagania, które należy spełnić, by móc z nich skorzystać. Nie dysponujesz klubem nocnym? Pogadaj z sąsiadem, może pozwoli na umieszczenie na nim znacznika umowy, który można wykorzystać rozpatrując jedną z kart lub zostawić tam na przyszłość. Może kiedyś się przyda. Prawdziwym sednem La Cosa Nostry są negocjacje, rozmowy, obietnice i groźby. To one tworzą atmosferę i w fajny sposób spajają ze sobą rozwiązania mechaniczne.

Gra ma bardzo dobrze skonstruowaną instrukcję, w której znajdują się wszystkie potrzebne informacje. Owszem, zadałem na BGG dwa pytania, ale okazało się, że odpowiedzi na nie były w książeczce – przegapiłem je w gąszczu niemiecczyzny ;).

Kasia:

Z instrukcją nie miałam wiele do czynienia, w grze nie ma też kart pomocy, jednak okazuje się, że i bez tego nie nastręcza ona problemów jeśli chodzi o naukę zasad. Tak naprawdę niemal wszystko co musimy wiedzieć o zagrywaniu kart jest napisane na nich samych, a pozostałe reguły są intuicyjne i szybko wchodzą do głowy. Czasem pojawia się wymagająca objaśnienia ikonka, ale to w sumie jedyna sytuacja, która może nas oderwać od rozgrywki.

Ocena Wiktora: 9,5/10

Ocena Kasi: 8/10 

Wkładki, część druga 🙂

Rozgrywka:

Wiktor:

La Cosa Nostra zapowiadała się interesująco, jednak po obejrzeniu filmiku z zasadami i przeczytaniu instrukcji obawiałem się jednego – negocjacji. Uwielbiam ten element planszówek, jednak zawsze boję się, że będą one przebiegały smętnie, sztucznie i na siłę. Jak jest w Cosa Nostrze? Pierwsza partia rozwiała moje obawy – rozmowy i szantaże rodziły się naturalnie i spontanicznie już od pierwszej tury. Z czasem tylko już przybierały na sile, gdyż im bliżej końca gry, tym robiło się brudniej, złośliwiej i bardziej zdradziecko – cudo! Z drugiej strony, właśnie przez te wzajemne relacje i ataki, nie jest to gra dla wszystkich. Musicie lubić takie klimaty, nie brzydzić się handlem narkotykami, prostytucją czy morderstwami, bo inaczej… strasznie się wymęczycie. No i bawiąc się tylko swoimi kartami, bez umów i relacji z innymi graczami, nie da się skutecznie grać.

W planszówkach i karciankach opartych na negocjacjach oraz sojuszach niezwykle ważna jest skalowalność. Byłem szczerze zaskoczony, że La Cosa Nostra radzi sobie świetnie niezależnie od liczby graczy. Mechanika pchająca do zawierania umów dających dostęp do biznesmenów i przedsiębiorstw, w połączeniu z odmiennymi kartami startowymi, sprawia że nawet we trójkę gra się przyjemnie. Sytuacja i lider zmieniają się na tyle szybko, że nie „bije się” cały czas tylko jednej osoby, a i negocjacji nie brakuje. W najmniejszym dopuszczalnym składzie partie trwają też trochę krócej, niż przy czterech czy pięciu osobach.

Nie ma jednak co ukrywać, że wraz z liczbą graczy rośnie też intensywność La Cosa Nostry, bo i zmiennych jest więcej. Wzajemne napuszczanie na siebie przeciwników, zlecanie dokonywania morderstw innym, czy chociażby zwykłe pożyczki nabierają innego wymiaru. W pełnym składzie nawet jedną, niepozorną próbą spalenia komuś firmy można narobić sobie kilku wrogów, szczególnie gdy ta miała na sobie ich znaczniki umów. Jest naprawdę emocjonująco, nie brakuje noży w plecach i tych w powietrzu, bo atmosfera momentami da się kroić. Fajnie też, że w pierwszych turach nie da się wyraźnie zostawić konkurencji w tyle – naturalną koleją rzeczy jest wymierzanie ataków w najbogatszego gracza, co skutecznie wyrównuje szanse. No, chyba że wcześniej nerwy wezmą górę, a rozsądek zostanie przesłonięty krwawą, bezwzględną i bezkompromisową gangsterską zemstą. A i tak się zdarzało :).

Bycie mafiozem nie jest łatwe, ponieważ na drodze do sukcesu mogą stanąć… kostki. Używa się ich podczas wykonywania zadań – należy wyrzucić co najmniej takie wyniki, jakie podane są na danej karcie. Zarówno gracz, jak i przeciwnicy mogą wpływać na siłę gangsterów (dodając i odejmując kostki), jak i trudność testu. Służą do tego czerwone karty wpływów. Mimo niewielkiej zmienności (raptem kilka rodzajów) nie wolno ich lekceważyć, gdyż oprócz tego pozwalają na ochronę gangsterów, wykonanie dodatkowego ruchu czy podglądanie kart przydzielonych mafiozom przez przeciwników. A to robi różnicę. Losowość w La Cosa Nostrze dodaje emocji, a niekiedy strasznie irytuje, by za chwilę wzbudzić salwę złowieszczego śmiechu z innej strony stołu. Nie psuje jednak wrażeń z rozgrywki i nie rujnuje planów, o ile te nie są zbyt ryzykowne. Ba, w instrukcji znajduje się nawet porada, aby… zachować umiar w podejmowaniu ryzyka.

O ile zadania są dostosowane poziomem do momentu rozgrywki i stają się coraz potężniejsze wraz z kolejnymi rundami, to poziom dostępnych do kupienia firm oraz biznesmenów został dostosowany do ich ceny. Zaczynając z dwoma tysiącami praktycznie nie da się zakupić drogiego klubu nocnego i zostawić pieniędzy na wynajem nowego gangstera pod koniec rundy. Dzięki temu rozgrywka rozwija się z czasem, delikatnie wprowadzając wszystkich w ten bezwzględny świat. Bawiąc się w dobrze znającym grę gronie pierwsza runda i tak nie nudzi, bo  mija stosunkowo szybko oraz przebiega dynamicznie.

Ostatnią mechaniczną rzeczą, której w La Cosa Nostrze należą się brawa są wszechobecne, niemal niczym nieskrępowane negocjacje. W naszych partiach nie miały one końca, a że właściciela może zmieniać wszystko oprócz kart w ręku, to czasami pieniądze były zastępowane politykami, policjantami czy nawet niewielkimi przedsiębiorstwami. Jedynie gangsterzy byli u nas nietykalni, bo który rozsądny capo di tutti capi pozbyłby się zaufanego człowieka na rzecz konkurencji?

Silne nastawienie na relacje miedzy graczami, losowo dobierane karty zadań i zmieniające się na rynku dostępne do kupienia biznesy sprawiają, że La Cosa Nostra jest pozycją bardzo regrywalną. Zastosowanie wymagań na przynoszących zyski kartach wyeliminowało też w dużym stopniu problem zaufania, nad którym często boleję w takich grach. W Cosa Nostrze trudno jest całkowicie odciąć się od kogoś i ignorować go jako potencjalnego partnera biznesowego. Bywały partie, podczas których z zaciśniętymi zębami i łzami w oczach trzeba było błagać o pomoc kogoś, kto przed chwilą zabił nam ważnego członka mafijnej rodziny. Ale czego nie robi się dla dobra familii, prawda?

Kasia:

Nie musicie obawiać się, że nie odnajdziecie się w roli mafiosów, ponieważ gra rozkręca się w trakcie partii – zaczynamy dość lekko, nie mamy bowiem dostępu do brutalniejszych akcji w rodzaju zabójstw, a stawki początkowych targów są niskie. Dopiero im dalej w las tym ciemniej – z jednej strony gracze coraz bardziej się wczuwają i angażują, z drugiej mają do dyspozycji coraz potężniejsze możliwości. Bardzo podoba mi się taki model rozgrywki, ponieważ nie rzuca nas od razu na głęboką wodę, nie musimy się też bać że już na początku stracimy któregoś z gangsterów i będziemy mieli gorszy start.

La Cosa Nostra jest grą mocno rozrywkową, można do niej podejść całkiem na luzie i po prostu dobrze się bawić [Nie można, w interesach nie ma miejsca na luz! 😉 – W.], lecz jeśli chcemy mieć w niej również szansę na zwycięstwo, to musimy nieco wyważyć swoje działania. Z jednej strony zawierać korzystne układy z rywalami, nie zapominając przy tym o podrzucaniu im kłód pod nogi i utrudnianiu życia (najlepiej dyskretnie, by nie narazić się na odwet). Z drugiej trzeba inwestować w najbardziej opłacalne biznesy. To wszystko nie jest szczególnie trudne, wymaga bardziej wyczucia niż chłodnej kalkulacji. Dzięki takiej konstrukcji gra nabiera głębi, nie jest jedynie powierzchowną imitacją gangsterskiego życia, lecz potrafi obudzić w graczach kombinatorów, biznesmenów i zabijaków jednocześnie.

Co więcej ta karcianka świetnie się skaluje, z powodzeniem można więc grać zarówno we trójkę, czwórkę jak i w piątkę, choć przy większej liczbie graczy jest trochę zabawniej, bo więcej się dzieje i możliwe są najróżniejsze układy pomiędzy graczami. Co do układów, to niesamowitą cechą tej gry, jest fakt, że możemy ją dość swobodnie kształtować, szukać nowych dróg i wypróbowywać najskuteczniejsze metody na odniesienie sukcesu kierując się wyłącznie swoją wyobraźnią. Możemy więc składać przeciwnikom najróżniejsze oferty (wymiany, pożyczki, pożyczki pod zastaw… cokolwiek tylko przyjdzie nam do głowy), a to nieraz rodzi zabawne i niespodziewane sytuacje, które dodatkowo uatrakcyjniają rozgrywkę.

Ocena Wiktora: 9,5/10

Ocena Kasi: 9/10


Klimat i tematyka:

Wiktor:

W końcu! Mechanika i przebieg rozgrywki są niezwykle ważne, ale od mafijnej La Cosa Nostry oczekiwałem też klimatu i poważnego podejścia do sprawy. Chciałem gry podobnej w odczuciach do Spartacusa – poważnej, brutalnej, niebojącej się tematu, który podejmuje. I ją dostałem. W La Cosa Nostrze alfons jest alfonsem, a diler dilerem, nie nazywa się ich drobnymi przedsiębiorcami ;). Temat został oddany tak, jak oczekiwałem – krwiście, wrednie i poważnie.

Klimat rozgrywek w La Cosa Nostrze budują już nie tyle mechanika czy fabuła gry, a osoby przy stole. Jeśli macie odpowiednią, lubiącą tego typu gry ekipę, to nie macie się czego obawiać. Podczas partii nie brakowało napięć, starć i zgrzytów oraz emocji – jednak wszystko to później trafiało do pudełka. Upiekło mi się nawet bezczelne oszukanie Kasi pod koniec jednej z rozgrywek – podstęp zaowocował moją wygraną, chociaż jej nie było do śmiechu ;).

Nie liczcie więc na klimat sam w sobie – to nie gra przygodowa z długimi opisami i wstawkami fabularnymi na kartach. Mamy to szczęście, że nasi współgracze nie tylko lubią takie gry, lecz też bezbłędnie się w nich odnajdują, dlatego też siadając do stołu na te 90-120 minut zmienialiśmy się w poważnych, bezwzględnych donów.

Kasia:

Zasady La Cosa Nostry są na tyle łatwe do przyswojenia, a jednocześnie tak dobrze oddają specyfikę działania mafii (zabójstwa, wymuszenia, układy, przekupstwa…), że bardzo łatwo dać się wciągnąć w wir rozgrywki. Kluczowa jest tutaj jednak także rola współgraczy. Gdyby zdarzyło nam się trafić na osobnika, który uparcie odmawiałby brania udziału w negocjacjach, albo śmiertelnie obrażał się na każdego, kto spróbuje go oszukać, to z pewnością rozgrywka nie należałaby do najprzyjemniejszych. Warto więc zastanowić się z kim siadamy do stołu. Jeśli jednak trafimy na wyluzowaną i otwartą ekipę, to zabawa jest murowana, a klimat gangsterskiego półświatka pochłonie nas bez reszty. Jakimś sposobem autorowi gry udało się w tej niewielkiej karciance uchwycić ducha mafijnych porachunków, do tego stopnia, że atmosfera przy stole robi się nieraz gęsta tak, że można ją kroić nożem.

Ocena Wiktora: 8,5/10

Ocena Kasi: 8/10 

Podsumowanie:

Wiktor:

La Cosa Nostra jest… intensywna. To chyba najlepsze określenie, jakie przychodzi mi na myśl. To gra kompletna; z prostymi zasadami, dopracowana pod kątem mechaniki, skalowalności i regyrwalności, niepozbawiona przy tym poważnego mafijnego klimatu. Jej tematyka oraz negocjacyjno-wredny charakter sprawiają jednak, że nie jest pozycją dla wszystkich i trzeba mieć tego świadomość.

Kasia:

Prostota zasad, a jednocześnie ogromny potencjał gry (przede wszystkim jeśli chodzi o interakcję między graczami oraz budowanie klimatu) to główne zalety La Cosa Nostry. I choć do grafik trzeba się trochę przyzwyczaić, to tematyka jest bardzo nośna, a do tego udanie odwzorowana w mechanice. Gra pozwala trochę pokombinować w sferze ekonomicznej, ale głównie bazuje na relacjach międzyludzkich, umiejętnościach negocjacji, zwodzenia i wykorzystywania rywali. To stanowi o jej oryginalności i sile oddziaływania.

Ocena:

Wiktor:

Zagraliśmy. Spojrzeliśmy na siebie i… Zgodziliśmy się objąć ją patronatem. La Cosa Nostra jest grą wybitnie trafiającą w nasz gust, przepełnioną interakcją, negocjacjami, obietnicami, sojuszami i zdradami. Jeśli macie w swojej grupie kilka osób, których nie odstraszają ciężka tematyka oraz brutalna walka o wpływy i pieniądze, to nie wahajcie się. Szczerze polecam La Cosa Nostrę nie tylko jako autor patronującego jej bloga, ale też jako zwykły gracz!  Liczę też, że na rodzimym rynku zaczną pojawiać się kolejne podobne jej gry – dobrego nigdy nie za wiele!

Kasia:

Już po pierwszej partii stałam się wielką fanką La Cosa Nostry. Nie przeszkadza mi nawet to, że w trakcie rozgrywek niejednokrotnie zostałam podle oszukana przez współgraczy, bo ja sama też kręciłam i nie zawsze dotrzymywałam słowa. Ale o to tu właśnie chodzi! To gra, w której możemy wcielić się w bossa mafii, prowadzić brudne, szemrane interesy i nic nam za to nie grozi. Po zamknięciu pudełka wszystkie nieczyste zagrania zostają nam wybaczone, ale satysfakcja i przyjemność z gry pozostają. Krótko mówiąc: nie możecie przejść koło tej gry obojętnie!

  • Dla kogo?

Dla: osób lubiących negocjacje i interakcję; miłośników cięższych i poważnych tematów; fanów Ojca Chrzestnego i mafijnej tematyki; chcących sprawdzić się w roli bossa mafii

Plusy:

  • poważnie podchodzi do tematu
  • proste zasady
  • emocjonująca
  • pełna interakcji 
  • regrywalna
  • dobrze się skaluje
  • w odpowiedniej ekipie – masa klimatu

Minusy:

  • niezbyt zachęcające grafiki [K.]
  • nie dla wszystkich!

Grę przekazało nam wydawnictwo Baldar. Dziękujemy!

 

http://wydawnictwo.baldar.pl/

7 komentarzy

  • Anonimowy

    A jak zestawili byście tę grę ze Spartakusem? Poszukuję jednej gry do grania nad stołem z negatywną interakcją i waham się co wybrać. Spartakus zbiera lepsze opinie, ale czy nie jest bardziej wredny? Tu temat można potraktować z przymrużeniem oka, trwa krócej i lepiej się skaluje. Do tego zasady wydają się prostsze, ale nie mam przekonania.

    • Planszówki we dwoje

      Podchwytliwe pytanie, bo Spartakus to jedna z moich ulubionych gier ;). Mimo że LCN oceniłem bardzo wysoko, to jednak mając czas, dobrą ekipę i wybór niemal zawsze zdecyduję się na Spartakusa. Wydaje mi się on bardziej wielowymiarową grą – na zabawę składa się po prostu więcej elementów, gra jest bardziej rozbudowana (akcje, faza zakupów na rynku, diabelsko losowa, ale emocjonująca walka itd.). Doceniam też klimat, bo z zapartym tchem śledziłem serial, jednak starożytność w planszówkach jest mi bliższa niż klimaty gangsterskie. W Spartakusie zakochałem się już dawno, po pierwszej partii u kolegi i uczucie ciągle nie minęło ;). Ma on oczywiście swoje wady: skaluje się gorzej niż LCN (optymalna liczba graczy to 4-5), jest też dłuższy i tym samym trochę mniej dynamiczny. LCN dzięki udostępnianiu sobie kart biznesów i pomocników nijako wymusza interakcję i negocjacje, dzięki temu działa fajnie już nawet we troje.

      Na półce na pewno można by znaleźć miejsce na obie gry, bo łączy je interakcja oraz gra nad stołem, różni praktycznie cała reszta. Polskie wydanie Spartakusa mogłoby zostać lepiej przetłumaczone, ale razem ze znajomym na zlecenie GF zrobiliśmy FAQ z erratą zawierający wyjaśnienie wszystkich ważnych kwestii.

      Co do wredności, to faktycznie Spartakus pozwala chyba na więcej. Można np. pokazać komuś kartę, poprosić o wsparcie do jej zagrania i… wyłożyć za to wsparcie coś całkiem innego. Jest też więcej okazji do szkodzenia przeciwnikom i do niespodziewanych zagrań, jak zdrady podczas walki (to już chyba dopiero z dodatkiem), karty reakcji blokujące akcje przeciwników itd. Obie gry różni jeszcze to, że Spartakus przy nieuważnych graczach potrafi skończyć się dość niespodziewanie – niepilnowana osoba może dość szybko wbić kilka punktów wpływów i wygrać. LCN trwa ustaloną liczbę rund, a o zwycięstwie decydują jakby nie patrzeć punkty (kasa).

      Jeśli nie czytałeś jeszcze, to rzuć okiem na naszą recenzję Spartakusa: http://www.planszowkiwedwoje.pl/2016/09/spartacus-game-of-blood-treachery.html

      Podsumowując: brałbym Spartakusa, ale nie jest to do końca obiektywny wybór, bo po prostu jestem jego wielkim fanem ;). Dość fajną grę nad stołem ma też Inis, chociaż nie jest ona wbudowana w mechanikę, a raczej jest jej efektem (kontrola obszarów, w której w naturalny sposób z czasem zaczynają się negocjacje, krótkie sojusze itd.).
      – W.

  • Centrum-upominkowe

    Grałem kiedyś w 'Mafię' Granny która opierała się tylko na blefie, a że ja, co cóż – nie potrafię dobrze kłamać, gra podobała mi się średnio. Ta Mafia mnie bardziej zachęca 🙂

    Pozdrawiam

  • Planszowa Dwójka

    Bardzo lubię gry z elementami blefu i negocjacjami, ale niestety przy 2 graczach rzadko dają radę.

    Aż dziwne zobaczyć na Waszym blogu grę stricte dla większej ilości graczy 😉

    • Planszówki we dwoje

      Taki był plan na ten rok, a że Baldar jeszcze ustrzelił nas La Cosa Nostrą… 😛 Teraz też mamy bardziej pewną ekipę do grania, więc odpada problem braku ludzi do testów.

    • Planszowa Dwójka

      To nie dobrze bardzo… trudno znaleźć dobrego bloga z grami planszowymi dla 2 graczy. Tak tylko gramy, a często doszukać się informacji nt. tego trybu to cud.

      Mam nadzieję, że nie zmienicie diametralnie polityki publikacji 🙂

    • Planszówki we dwoje

      Nie, nie, rubryka "Gra we dwoje" zostanie w tekstach na temat gier, w które można grać we 2, po prostu od czasu do czasu pojawi się pewnie tekst o czymś 3+. Na razie na półce z takich rzeczy mamy Santiago, Time's Upa i wspaniałego Spartacusa 😛

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.