wszystkie,  recenzje planszówek

Last Night on Earth – recenzja

W Last Night on Earth gracze wcielają się w mieszkańców małego miasteczka, których spokojne życie przerwała zombieapokalipsa. Jedna osoba staje po stronie krwiożerczych, powolnych i spragnionych mózgów zombie. Jedynie współpraca oraz odrobina szczęścia mogą pomóc przetrwać noc tej dziwnej grupie ocalałych.

Wiek: 12+
Liczba graczy: 2-6
Czas gry: około 60-90 minut
Wydawca: Flying Frog Productions
Tematyka: zombie, horrory klasy B
Główna mechanika: kooperacja, mistrz gry, kości, zarządzanie kartami
BGG: Last Night on Earth: The Zombie Game
Instrukcja: Last Night on Earth

Wygląd i wykonanie:

Wiktor:

Po raz kolejny Kasia niespodziewanie się rozpisała, przez co muszę pisać zwięźle i na temat ;). Last Night on Earth to gra o specyficznej urodzie, a co za tym idzie również o osobliwym klimacie. Rzeczą, której nie sposób nie zauważyć, jest konwencja rzucająca się w oczy już z okładki. Grafiki, karty i teksty na nich od razu budzą skojarzenia z horrorami zombie. I to tymi klasy B lub nawet C. Takie coś może się podobać lub nie. Osoby, którym obce są tego typu filmy pewnie odrzucą grę już ze względu na jej wygląd, jednak mi bardzo podoba się ten styl. Jest trochę kiczowato, ale pozytywnie – tak miało być, to nie wypadek przy pracy.

Szczególnie pokochałem żetony w LNoE. Grube i lakierowane (z połyskiem) wyglądają świetnie, a ciężarówką i traktorem nie mogę się wciąż nacieszyć. Podobnie z resztą wyglądają karty, którym też trafiło się trochę tego lakieru. Dzięki temu gra, mimo że specyficznej urody, nie sprawia wrażenia taniego produktu klasy B. Cena, nawet jak na tak dobre wykonanie, jest dość wysoka, ale po dorzuceniu do całości figurek bohaterów oraz zombie, kartonowych plansz postaci i scenariuszy (solidnych i wytrzymałych) oraz płyty CD z muzyką otrzymujemy solidny, pełny produkt.

Kasia:

Sądzę, że pod względem wykonania LNoE wyróżnia się na tle innych gier, z którymi miałam do czynienia. Przede wszystkim trzeba wziąć poprawkę na fakt, że nie jest to już planszówka nowa, bo wydana została w 2007 roku, kiedy standardy były odrobinę inne. Jeśli chodzi o wygląd, to na pierwszy plan wysuwają się dwie kwestie. Po pierwsze elementy wydają się być niezwykle wytrzymałe – począwszy od mocnego pudełka, poprzez drukowane na bardzo grubym kartonie żetony, plansze bohaterów i planszę główną, a kończąc na wytrzymałych i dodatkowo lakierowanych kartach.

Druga rzecz, która z pewnością nie umknie niczyjej uwadze to grafiki. Z jednej strony te na pudełku, na kartach czy planszach bohaterów wyglądają jakby zostały skopiowane z taśmy horroru klasy B. Z drugiej jednak znacząco odbiega od nich wygląd samej planszy głównej – mam nieodparte wrażenie, że ktoś o niezbyt wielkim talencie rysował ją w prostym programie graficznym. Z daleka wygląda to do przyjęcia, ale lepiej nie przyglądać się jej zbyt wnikliwie. Plus natomiast za skonstruowanie planszy modułowej, co stanowi ciekawe urozmaicenie. Szkoda jednak, że nie zdecydowano, aby była ona zadrukowana dwustronnie (z wyjątkiem kafelka centralnego) – dałoby to możliwość jeszcze większego różnicowania rozgrywki.

Elementy, które stoją na na prawdę porządnym poziomie, zarówno estetycznym jak i pod względem wykonania, to figurki oraz niewielkie kostki (dużo kostek! – czy coś jest ze mną nie tak, że tak lubię kostki? ;)). Zarówno bohaterowie jak i zombiaki prezentują się profesjonalnie, są wykonani z mocnego plastiku, odpowiednio szczegółowi i dobrze sprawdzają się podczas rozgrywki.

Zupełnym zaskoczeniem było dla mnie odnalezienie w pudełku płyty z muzyką. Oczywiście dziś krążki CD odchodzą powoli do lamusa, ale mimo to miło było dostać taki „gratis”.

Ocena Wiktora: 8,5/10
Ocena Kasi: 6,5/10

Zasady i instrukcja:

Wiktor:

Pierwszym krokiem ku właściwej rozgrywce jest przygotowanie scenariusza i planszy oraz wylosowanie (bądź dobranie, zależnie od scenariusza) bohaterów. Po rozstawieniu wszystkiego ludzie i gracz kierujący zombie mogą zacząć małomiasteczkowe zmagania.

Rundy zombie i ocalałych różnią się od siebie. Grający nieumarłymi w swojej turze ma do wykonania kilka „technicznych” czynności: przesuwa znacznik tury, dociąga karty, zagrywa te z napisem „play immediately” (zagraj natychmiast)  i sprawdza, czy w danej turze będzie mógł przyzwać jakieś zombiaki. Następnie może ruszyć się żywymi trupami, które po wejściu na pola z bohaterami rozpoczynają walkę. Ludzie podczas gry mają trochę większe pole do popisu. Ich tura składa się z ruchu albo dobierania kart, czyli szukania (jedno wyklucza drugie), strzału z broni palnej (o ile ją posiadają) i walki wręcz. Podczas walki nieumarli standardowo rzucają jedną kostką, podczas gdy bohaterowie mają do dyspozycji aż dwie. Postać, która wyrzuci wyższy wynik na jednej z kości wygrywa. Jeśli to zombie – człowiek otrzymuje ranę. Przy lepszym rzucie bohatera atak zombie zostaje odparty, jednak potwór zostaje na tym samym polu. Dopiero wyższy rzut i dwa takie same wyniki na jednej z kości pozwalają zadać ranę zombie (czyli na ogół zabić stwora).

Naturalnie grę napędzają też karty, które gracze mogą zagrywać w różnych sytuacjach – zarówno podczas normalnej tury (swojej lub przeciwnika), jak i walki. Pełne zasady znajdziecie instrukcji (w języku angielskim), jednak warto przejrzeć też instrukcję do dodatku Timber Peak, która uaktualnia niektóre podstawowe zasady gry (a jeśli graliście już kiedyś w LNoE możecie od razu zacząć od instrukcji dodatku).

W Last Night on Earth można grać od 2 do 6 osób, przy czym najlepiej sprawdzają się chyba warianty dla 2, 3 i 5 graczy. Przy 4 lub 6 graczach dwie osoby muszą dzielić się zombiakami, przez co rozgrywka może je trochę nudzić. Najlepiej, gdy nieumarłymi kieruje jeden gracz, a pozostali wcielają się w ocalałych ludzi.

Last Night on Eart nie jest grą trudną do ogarnięcia. Zasady są sensownie wyjaśnione w instrukcji, a wątpliwości, które mogą się pojawić pozwala rozwiać Flying Frog Wiki, czyli oparta na silniku Wikipedii strona wydawnictwa zawierająca FAQ, erraty i objaśnienia dotyczące kart. Mimo dość prostych zasad zdarzało nam się czasami zajrzeć do sieci w poszukiwaniu jakiejś odpowiedzi na powstałe podczas gry pytania.

Co może być ważne dla niektórych graczy LNoE oferuje także rozgrywkę uproszczoną, z jednym scenariuszem i bez części kart. Ma ona pomóc zrozumieć podstawowe reguły gry.

Kasia:

Dużym plusem Last Nighta są intuicyjne i pasujące do obranego tematu zasady. Dwustronne karty pomocy w większości przypadków wystarczają podczas rozgrywki. Niewielkie wątpliwości, które kilka razy pojawiły się podczas naszych gier wyjaśniała zazwyczaj instrukcja.

Ocena Wiktora: 7/10
Ocena Kasi: 7/10 

Rozgrywka:

Wiktor:

Last Night on Earth wygląda trochę inaczej, w zależności od tego, czy wcielamy się w zombie czy też ludzi. W pierwszych partiach to Kasia kierowała grupką ocalałych, natomiast teraz częściej wybiera nieumarłych. Obie strony konfliktu pozwalają na fajną zabawę, chociaż to gracz obejmujący we władanie zastępy żywych trupów ma do podjęcia trochę mniej decyzji.

Grający ludźmi już na początku tury stają przed trudnym wyborem – poruszać swoją postacią, czy pozostać w miejscu i dobierać jedną kartę. O ile zombie dostają karty z automatu, to ludzie każdą z nich muszą znaleźć poświęcając ruch. Czy warto? Jasne! Bez broni i mogących uratować skórę wydarzeń nie ma co walczyć z zombiakami. Atak gołymi pięściami to najlepszy sposób, by dać się ugryźć! Jaki więc arsenał czeka na graczy? Ano taki, którym zwykle posługują się filmowi bohaterowie – łomy, kije baseballowe, rewolwery lub strzelby. Do tego wśród kart można znaleźć wiele innych, przydatnych przedmiotów: benzynę, klucze, gaśnicę itp. Ludziom pomagają też odnalezieni przypadkowo mieszkańcy miasteczka oraz wydarzenia pozwalające na przykład uciec przez okno z niebezpiecznego budynku.

Przed zombie nie można jednak uciekać w nieskończoność, a po wygrzebaniu kilku ciekawych znalezisk ocalali mieszkańcy mogą w końcu stawić im czoła. W Last Night on Earth można pozbywać się żywych trupów na dwa sposoby. Pierwszym jest używanie broni palnej, która przy odrobinie szczęścia pozwala wyeliminować jednego lub nawet kilku przeciwników. Gdy wykorzystamy już szansę na oddanie strzału przychodzi kolej na walkę wręcz między ludźmi i zombie na tych samych polach. Podczas niej warto skorzystać z modyfikatorów oferowanych przez bronie białe, jak i z kart pozwalających dokładać dodatkowe kości, czy je przerzucać.

Grając stroną zombie podejmuje się zdecydowanie mniej decyzji taktycznych (na ogół trupy ruszają się tylko o jedno pole), jednak do dyspozycji jest więcej kart, jako że kierujący hordami dobiera w każdej turze do limitu czterech na ręce. I to w tych kartach drzemie potencjał zombie! Drobne złośliwości, jak i potężne wydarzenia potrafią obrócić szalę zwycięstwa oraz złamać ducha ludzi. Za przykład można podać kartę „This could be our last night on earth” (to może być nasza ostatnia noc na ziemi), którą zagrywa się na stojących na tym samym polu bohaterów różnej płci (oprócz księdza naturalnie). Efekt? Obie postacie tracą jedną turę 😉

W Last Nigh on Earth o wielu rzeczach decydują karty oraz kości, co naturalnie wprowadza do gry element losowy. Czy jest go dużo? Raczej sporo, zważywszy, że wszystkie walki opierają się na rzucaniu. Czy to źle? Nie, bo dzięki temu rozgrywce towarzyszą emocje, a wynik starć jest niemal zawsze otwarty. Możliwość zagrania czegoś, co pomoże w walce także dodaje smaku, ale i niepewności.

Kilka słów należy się też scenariuszom oferowanym przez grę. Są one dość zróżnicowane, jednak mogłoby być ich więcej. Kilka można znaleźć na stronie wydawnictwa, ale dzięki dodatkowym żetonom w grze nic nie stoi na przeszkodzie, by wymyślić jakieś samemu! No i są jeszcze dodatki.

Kasia:

Rozgrywka w Last Nighta jest z jednej strony nieskomplikowana, a z drugiej potrafi zmusić do wysiłku umysłowego. Nie ma bowiem jednego sprawdzonego sposobu na zwycięstwo. Dużo zależy przede wszystkim od wybranego scenariusza, który z grubsza określa nasze posunięcia. Czasem warto rozproszyć bohaterów i wysłać ich na poszukiwania kluczowych przedmiotów, a czasem lepiej, by trzymali się razem. Z resztą nawet dążąc do jednego celu, można próbować dużej liczby różnych rozwiązań (i ich kombinacji): może zwabić zombiaki w jeden punkt i potem wysadzić je przy użyciu benzyny, może najpierw zdobyć broń i przystrzeliwać je z bezpiecznej odległości, a może poświęcić życie jakiegoś bohatera, by inni mogli uratować skórę… Możliwości jest multum, co sprawia, że prosta gra wcale nie jest taka łatwa i możne być świetną okazją do pogłówkowania.

Bardzo ważną cechą LNoE jest to, że zarówno walka jak i ruchy bohaterów opierają się na rzutach kośćmi, przez co niektórzy mogliby uznać, że jest ona nadmiernie losowa. Jednak wydaje mi się, że mimo wszystko nasze decyzje mają dominujący wpływ na przebieg rozgrywki, a element losowy sprawia, że gra ma sporo niespodziewanych zwrotów akcji i dostarcza wielu emocji.

Podoba mi się, że po utracie bohatera mamy możliwość wzięcia kolejnego. Dzięki temu gra nie kończy się zbyt szybko, a biorąc pod uwagę, że kierowanie ludźmi wymaga nieco więcej kombinowania, to ze względu na takie rozwiązanie szanse na wygraną się wyrównują. Warto też zauważyć, że w wariancie 3+ graczy bardzo ważna jest współpraca pomiędzy osobami kontrolującymi bohaterów. Skuteczna współpraca może sprawić, że rozniesiemy zombiaki w drobny mak, więc nie można zapominać o komunikacji i wymianie pomysłów. Podczas naszych partii w większym gronie snucie planów i analiza możliwych rozwiązań stanowiły ciekawy element rozgrywki. Wydaje mi się jednak, że najlepiej sprawdza się on w układzie 3 graczy (kiedy dwójka kontroluje ludzi), ponieważ w większym gronie mogłoby być trudniej osiągnąć kompromis i gra niepotrzebnie by się wydłużała.

Jeśli mogłabym chcieć czegoś więcej od LNoE, to zdecydowanie stawiałabym na dodatkowe scenariusze. Byłoby jeszcze ciekawiej i różnorodniej.

Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 7/10

Gra we dwoje:

Wiktor:

Gra półkooperacyjna w wersji dwuosobowej? Jak najbardziej! W takim przypadku jeden z graczy przejmuje kontrolę nad 4 bohaterami, a drugi stara się pokrzyżować mu plany zarządzając zombiakami. Oczywiście nie ma wtedy mowy o elemencie kooperacyjnym, wszystkie karty bohaterów znajdują się w ręku jednego gracza i to od niego zależą ruchy ludzi. Ma to swoje zalety, bo daje większą kontrolę nad grę, ma też wady, bo jednak kooperacja z dobrą, klimatycznie podchodzącą do gry ekipą też jest fajna. Poza elementem kooperacyjnym w mniejszym gronie Last Night on Earth nie traci właściwie niczego innego. Wciąż jest tą samą, emocjonującą walką o przetrwanie w świecie pełnym zombie.

Kasia:

Pomimo tego, co podaje BGG (że gra najlepiej sprawdza się w pięcioosobowym składzie), mi bardzo przypadła do gustu także gra we dwójkę. Wtedy nie trzeba dzielić się bohaterami (lub umarlakami, co jednak nie jest najlepszym rozwiązaniem), po prostu jeden gracz bierze zombie, drugi ludzi i stajemy do walki. Zmienia się też charakter rozgrywki – z kooperacyjno-konfrontacyjnego na typowo konfrontacyjny. Każdy z nich ma oczywiście swój urok, ale jeśli w większości gracie we dwójkę, to nie musicie się bać, że wariant dwuosobowy jest „wybrakowany”. Według mnie, działa on świetnie.

Ocena Wiktora: 8/10
Ocena Kasi: 7/10 

Klimat i tematyka:

Wiktor:

Do magnetowidu wkładacie wypożyczoną za ciężkie złotówki kasetę z filmem. Zapowiada się mrocznie, a muzyka już od pierwszych chwil sprawia, że przechodzą Was ciarki. Oto małe miasteczko, jakich w stanach są tysiące, i małomiasteczkowe problemy. Przebojowa córka farmera wścieka się na ojca, że ten nie pozwolił jej wybrać się na potańcówkę do centrum. W tym samym czasie pełen zapału ksiądz w półpustym kościele gani i nawraca kilku wiernych. Większe problemy ma jednak przystojny szeryf, który popijając kawę na surowo urządzonym posterunku przesłuchuje szkolnego zawadiakę – ten znów pobił się z synem stróża prawa o najładniejszą dziewczynę w liceum. Miejscowa pielęgniarka ma przez to pełne ręce roboty, a jakby tego było mało – z ziemi zaczynają wyłazić żywe trupy!

Takie właśnie jest Last Night on Earth! Postacie, które znajdziecie w grze równie dobrze mogłyby bawić, bądź przerażać Was z ekranu telewizora w horrorze klasy B. Umiejętności oraz grafiki bezsprzecznie pasują do bohaterów – młodzież może się leczyć odpoczywając, ksiądz brzydzący się przemocą nie używa broni palnej, jednak modlitwą może „odegnać” złą kartę zombie, a szkolny sportowiec z baseballem w ręku może w biegu kosić zombiaki.

Standardowe postacie, standardowe bronie i trochę tandetne, ale jakże świetnie pasujące do tej gry ilustracje. Klimat taniego horroru rodem z lat 80. czy 90. wręcz bije z tej gry! Także sama rozgrywka doskonale wpasowuje się w tego typu rozrywkę. Scenariusze może nie porywają oryginalnością, ale zdecydowanie można by zrobić z nich film. To po prostu małe, zaatakowane przez zombie miasteczko przeniesione na planszę z jego problemami i dziwactwami, momentami zabawna, czasami poważna, ale zawsze klimatyczna gra. Z resztą rzućcie okiem na te teksty na kartach.

Kasia:

Chociaż nie pałam miłością do żywych trupów, to w gry o tematyce zombie grywa mi zazwyczaj dobrze. Tak samo jest i w tym przypadku, choć odczucia gracza są zależne od tego po której stronie barykady stanie. Kierując ludźmi wyraźnie czuć zacieśniający się krąg nieumarłych, którzy coraz bardziej dają się nam we znaki, ograniczając dostęp do lokacji, raniąc i zabijając naszych bohaterów. Natomiast jako przywódca zombie możemy cieszyć się radosną rozwałką – z jednej strony kierując tymi niezbyt wyrafinowanymi kreaturami, a z drugiej wzmacniając ich działania cwanymi sztuczkami umarlaków.

Filozofia w sumie jest prosta: jedna strona naciera, druga odpiera atak, przy okazji starając się wykonać zadanie, a wizualnie gra nie powala, lecz w jakiś sposób mieszanka atmosfery rodem z horroru klasy B w połączeniu ze sprawną i w sumie prostą mechaniką, sprawiają że klimatu tej grze nie brakuje. Dodatkowo dołączona ścieżka dźwiękowa jest przyjemna i w nienachalny sposób uzupełnia rozgrywkę.

Ocena Wiktora: 9/10
Ocena Kasi: 8/10

Podsumowanie:

Wiktor:

Tematyka zombie może i powoli przejada się już w grach planszowych, jednak Last Night on Earth ze swoją filmową otoczką zdecydowanie jest pozycją, na którą powinniście zwrócić uwagę. Może nie powala innowacyjną i niezapomnianą mechaniką, ale na pewno jest bardzo przyjemna i dość prosta do ogarnięcia. Świetne – moim zdaniem – wykonanie dodatkowo zachęca do odwiedzenia tego małego, pełnego zombie miasteczka. Jest losowo, ale emocjonująco; tandetnie, ale bardzo klimatycznie, i w końcu – jest po prostu fajnie. Nie wybitnie lub nowatorsko, ale przyjemnie i fajnie :). Czy to będzie Wasza ostatnia noc na ziemi?

Typowi mieszkańcy amerykańskiego miasteczka 😉

Kasia:

Last Night on Earth to duże zaskoczenie. Czy może mi się spodobać średnio wyglądająca gra, dodatkowo osadzona w realiach kiepskiego horroru o umarlakach? Okazuje się, że tak! A do tego może sprawiać całkiem dużą frajdę. Sprawia to prosta, ale przemyślana mechanika, a dodatkowo (paradoksalnie) także ten klimat. Kiedy już się w niego wczujemy i zaczniemy identyfikować się ze swoimi bohaterami albo ze swoimi zombiakami, to naprawdę wsiąkniemy i nie będziemy chcieli oderwać się od stołu.

Nie jest to gra zbyt popularna, opinie na jej temat są podzielone, a nie wygląda też niestety zbyt zachęcająco. Jeśli jednak jesteście w stanie z przymrużeniem oka podejść do wizualnej koncepcji gry i nie zraża Was tematyka zombie ani zauważalna losowość, a do tego lubicie rozrywkę niezbyt ciężkiego kalibru, w lekko erpegowym stylu, to powinniście dać szansę tej planszówce.

Plusy:

  • pancerne wykonanie
  • fajne figurki i dużo kostek
  • świetny klimat
  • dobrze działa na 2, 3 i 5 osób
  • nawiązująca do horrorów klasy B szata graficzna (W.)

Minusy:

  • amatorskie grafiki na planszy (K.)
  • po jakimś czasie będzie wymagała dodatków (niewiele scenariuszy)
  • gra w angielskiej wersji językowej (ale na BGG można znaleźć tłumaczenie instrukcji i kart)

One Comment

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.